UWAGA!

„Do you want to be my FRIEND?” to powalona parodia tworzona przez osobę w pewnej części niepoczytalną, która w żadnym razie nie ma na celu obrażania czytelników. Wszystko to powstało w efekcie porażenia łbowego i nic z tym już nie da się zrobić. Postacie to w większości figury należące do mangak (głównie Matsuri Hino, która jest kreatorką właściwie całego świata przedstawionego z Akademią Cross i Kuranem na czele, a także Yany Toboso, Motomi Kyousuke i Tsugumi Ohby) z wyłączeniem bohaterów stworzonych przeze mnie, jak Fanaa (moje alter-ego) lub głaz, bohaterów, których pierwowzorami były osoby z otoczenia, jak Przemek, lub które są zapożyczone ze świata realnego, jak Marilyn Manson czy choćby moja mama.Gościnnie do opowiadania zaprosiłam też siebie samą.

sobota, 20 kwietnia 2013

sobota, 31 marca 2012

Notka: Imię Fany

Hej, czytelnicy! Wszyscy czworo!
W związku z częstymi pomyłkami i zdenerwowaniem, jakie wywołuje mój nick, postanowiłam trochę o nim napisać. Może nawet powstrzyma to kogoś przed przenoszeniem podwójnego "a" w miejsce pojedynczego?
Na początek - słowo "fanaa" w urdu (فناء ) oznacza "zniszczenie" lub "zagładę", w hindi (फ़ना) zaś"unicestwienie w miłości" (haha). Nick ukradłam z bollywoodzkiego dramatu o tym tytule, ponieważ tak właśnie było i już. 
Trudno odmienić słowo całkowicie i w rażący sposób niepolskie, ale ponieważ to mój nick, walnę odmianę i tak, coby rozterek niektórych się pozbyć.

M. Fanaa
D. Fany
C. Fanie
B. Fanę
N. Faną
Msc. Fanie
W. Fano 

Ładnie, prawda? 
W opowiadaniu jedynie jako narrator odmieniam to imię, ale Wam pozwalam. Pomijając wołacz.
I oczywiście nie należy mylić go z "Fanny". Wiecie, że tak nazywał się pies Izabeli Linton?
Też nie wiem, po co to piszę.

Hej, ludzie, znów zaczęłam nowe opowiadanie!

Ok, to już wszystko. Idźcie z pokoju.


piątek, 23 marca 2012

11. Fanaa Kira Demetria Mohlenaa i problemy typowo młodzieżowe

Co ja właśnie napisałam...
Może mi ktoś powie.
W ogóle, to się po trosze wzorowałam na otoczeniu, ale tak mało. Myślę, ze warto obserwować ludzi, choćby dla śmiechu.
Gwoli wyjaśnienia:
superpedagog/Pedagog = Przemek
pedagog = jakikolwiek inny nauczyciel
paedagogus = w starożytnej Grecji niewolnik pilnujący dzieciaków w drodze do szkoły, coby się nie pozarzynały czy coś...chyba starczy.

Stwierdzam notkę bo litery.
***
- FANAA MOHLENAA, JEST TU TA DZIEWCZYNKA?! – wydarł się profesor od matematyki. A także wychowawca.
Nikt się nie odezwał.
Siedząca obok namiętnie bazgrzącej coś w zeszycie Fany blondynka nieśmiało poklepała ją po ramieniu. Ta dopiero wtedy się ocknęła.
- Nie mam! – krzyknęła, radośnie podrywając się z miejsca.
- Czego nie masz? – warknął nauczyciel.
- A czego pan chciał? – spytała rezolutnie dziewczyna.
Mężczyzna wziął głęboki oddech.
- Zostań po lekcjach, muszę z tobą porozmawiać.
- Yay, sam na sam. – Skwitowało dziewczę i usiadło, powracając do rozrysowywania w zeszycie od matematyki planu napadu na fabrykę kartonów.
Profesor postanowił zignorować to i przejść do prowadzenia lekcji.
- Hej, chcesz w ogóle zdać? – spytała odwracając się jakaś śmieszna uczennica, której imienia Fanaa nie pamiętała. Od ponad pół roku.
- Że co chcę zrobić? – Zapytała Mohlenaa z sympatycznym uśmiechem.
Dziewczyna westchnęła podirytowana i, chcąc okazać swą wyższość, odwróciła się szybko, tak, ze jej włosy majestatycznie przefrunęły na drugie ramię.
- Głupia pizda – podsumowała Fanaa nie przestając się uśmiechać i ostatecznie powróciła do planowania.

Po lekcji bez pośpiechu spakowała swoje rzeczy i spokojnie ruszyła do wyjścia.
- FANAA, DOKĄD TO?!
- No, na wódkę. – Odpowiedziało dziewczę, z zaciekawieniem obserwując reakcję nauczyciela.
Ten jedynie spojrzał na swoją uczennicę, błyskając kurwikami z oczu.
- Nie pij w tym wieku.
- Okej!
- Siadaj.
Fanaa usiadła na podłodze.
Matematyk postanowił być wyrozumiały. I nie denerwować się.
- Możesz mi wyjaśnić, co to ma być? – Spytał, podsuwając Fanie pod nos jej ostatni sprawdzian z matematyki, na którym nie widniała ani jedna cyfra wyprodukowana przez Fanę. Zdobiły go za to wielkie, czerwone serca i nasmarowany pomadką napis „Kocham Pana Profesora od matematyki, bo uczy matematyki”.
Fanaa bardzo nie chciała wątpić w inteligencję ulubionego profesora, ale w sytuacjach tejże podobnych było to trudne.
- Sprawdzian. – opowiedziała z pobłażliwym uśmiechem.
Nauczyciel obdarzył ją współczującym spojrzeniem.
- Dzwoniłem już do twojego ojca, powinien zaraz przyjechać.
Fanaa wytrzeszczyła oczy.
- Kogo?
- Twojego ojca, pana ************ - jak się już utalentowani telepatycznie połapali, na myśli miał Przemka.
Minę Fany w reakcji na to stwierdzenie możliwości klawiatury określić mogły jako "O_________O".
Po chwili jednak się ogarnęła.
- To nie mój ojciec.
Ku jej uciesze profesor zmieszał się.
- Przepraszam. W każdym razie przedstawił się jako twój opiekun.
- Tak?
Kłopotliwą ciszę, jaka nastała po tej jakże porywającej wymianie zdań przerwał trzask rozwalanych drzwi.
- Cześć – powitało przybysza dziewczę.
- Fanaa, znowu sprawiasz kłopoty. Kazałem ci spoważnieć, a nie dorastać.
- Trudno – skomentowała Mohlenaa krzyżując ramiona na piersi i opadając na najbliżej stojące krzesło, by wyglądać jak najbardziej buntowniczo.
- Próbuje mieć wahania nastrojów – wyjaśnił jeszcze bardziej skonfundowanemu nauczycielowi Przemek, on to był bowiem owym przybyszem.
Profesor, cokolwiek przerażony, szybko odzyskał poczucie wyższości.
- Proszę pana, pan zdewastował mienie szkoły! Będzie pan musiał zapłacić za te drzwi!
- Dobrze – zgodził się uprzejmie Pedagog, albowiem sztukę dobrych manier, dyplomacji i wkupywania się w łaski innych (by ich potem łatwo zniszczyć) opanował już do perfekcji.
Oszołomiony zajebistością i urokiem osobistym Przemysława nauczyciel zmienił temat.
- Fanaa mnie ignoruje – poskarżył się.
- Mnie też – wyznał jego rozmówca – proszę spojrzeć – dodał, po czym zawołał Fanę po imieniu.
Zignorowała go.
- Widzi pan? Taki wiek.
Nauczyciel nie chciał sprzeciwiać się temu człowiekowi, albowiem poczuł łączący go z nim rodzaj więzi. Więzi, która łączy tylko pedagogów.
Lecz pedagodzy cechują się zwykle bezgraniczną wiarą we własną rację.
- Wszyscy moi uczniowie są w tym wieku, proszę pana. Jedynie pana podopieczna odmawia okazania mi należytego szacunku i czci.
- Naprawdę wszyscy inni to robią?
- Co do jednego! – Pochwalił się profesor – wie pan, przerażam ich. Jeśli któryś odmawia współpracy, przywieszam go skarpetkami do żyrandola.
Nagle nauczyciel posmutniał.
- I wie pan, w tym właśnie tkwi sęk. Fanaa nie nosi skarpetek.
Zapadła cisza.
- Fakt – potwierdził Przemek.
- No dobra, to było dziwne – stwierdziła Fanaa.
- Co ty nie powiesz.
- Ale proszę pana! To nie wszystko! – Przypomniał sobie wychowawca. – Fanaa również na innych lekcjach sprawia problemy.
- Ach tak? – Spytał chłodno Przemek, który miał atak rozdwojenia jaźni.
Drugiego pedagoga to bynajmniej nie speszyło.
- Poważnie pokłóciła się z nauczycielką języka polskiego. O Szekspira.
- Czyżby?
- Powiedziała, że go nie lubi.
- Bo mam prawo! – Zaświergotała Fanaa.
- Ma – potwierdził nauczyciel.
- Więc w czym problem?
- Poproszona o uzasadnienie stwierdziła, że Szekspir porwał jej babcię.
Superpedagog, który spędził długie godziny próbując oduczyć Fanę kłamania bez potrzeby, westchnął.
- Fanaa…
- To nie wszystko, proszę pana! Ksiądz wyrzucił ją z lekcji religii!
- Chodziłaś na religię? – Spytał dziewczę Przemek.
- Bo lubię pana księdza! – Objaśniło.
- Więc czemu cię wyrzucił?
- Wyśmiała go na lekcji.
- Śmiałam się do niego!
- Podobno głosiła herezje.
- Opowiedziałam mu bajkę o syrence Arielce …
- Twierdziła, że mieszka z kilkoma gejami i spytała, czy ma ich spalić w imię Cthulhu.
- Fanaa, pokręciło ci się coś. I zabraniam ci palić Kaname – powiedział łagodnie Przemek.
- Słyszałem! – Krzyknął ktoś z postawionej przed szkołą przyczepy kempingowej.
Nauczyciel był trochę oszołomiony, ale postanowił się nie poddawać.
- Proszę pana, to, co wymieniłem, to jedynie kropla w morzu. Proszę pana, pan nie chce widzieć, co zrobiła z patyczakami w klasie biologicznej. Proszę pana, ona co dzień ubiera się w jakiś dziwny, biały mundurek. Radzę popracować nad zachowaniem pana podopiecznej, proszę pana, bo niebawem może ono wywołać przykre konsekwencje.
- Wbijecie mi szpilki w kołnierzyk i wypierzecie mózg? – Chciała wiedzieć Fanaa.
- Zamknij się – odpowiedział serdecznym tonem Przemek.
Wychowawca otworzył usta, by wyrazić swą dezaprobatę w stosunku do metod wychowawczych Przemka i dać mu kilka praktycznych rad dotyczących życia rodzinnego (które z pewnością sam by wykorzystał, gdyby miał rodzinę), jednak widząc spojrzenie Pedagoga, rozmyślił się.
- Fanaa, idziemy.
- Nie spytałeś go o oceny – zauważyła grzecznie Fanaa, gdyż mimo buntu wciąż potrafiła zachować godność.
Przemysław zwrócił się do profesora.
- Zda?
- Proszę pana, to nie jest… - tutaj Pedagog aktywował Spojrzenie – Tak, zda.
Po chwili wychowawca został sam w sali. Obserwując przez okno Fanę wspinającą się na rusztowania i zastanawiając się, co zrobił ze swoim życiem.

niedziela, 29 stycznia 2012

10. Claude Faustus i jego metody działania.

Claude Faustus to postać z drugiej serii anime "Kuroshitsuji" na podstawie (tak mówią) mangi autorstwa Yany Toboso o tym samym tytule, jednak nie mająca z mangą niemal nic wspólnego. 
To tak dla wyjaśnienia.
***
Cisza. Zło. Mrok. Pijana (powietrzem) Autorka. Nie ma kto napisać notki. Olaboga. Załoga Azura aprobuje. Reszta świata ma to gdzieś.
Ale jest przecież ktoś, kto wie, że tak być nie może. Że popierdolenie jest fajne i w ogóle.
I nawet, jeśli ten ktoś nie istnieje, nie zawaha się pokazać nam, jak mało go to obchodzi.
A właściwie ją.
Chyba tak.
Pali się świeca. Jedna. Druga. Dwieście. Bo wiecie, prąd wysiadł. Nikt nie wykręcał korków przecież.
- A co to ma być? NA MNIE KAMERA!
I oto przed nami stoi Fanaa Kira Dimitria Mohlenaa, uczesana nawet.
- Tak, tak, Przemek mówi, że Nowy Rok i w ogóle, a wiecie, że całkiem niedawno była notka sylwestrowa z zeszłego roku? To znaczy stosunkowo niedawno, tak patrząc na ilość notek, jeeny, ale jakaś ułomna ta Au… - w tym momencie ktoś sztura ją patykiem. Mokrym. – Aaa, tak. Notka. No to ja będę dzisiaj gospodarzem programu.
Cisza. Fanaa zastanawia się, co ona z ogóle robi ze swoim życiem.
Nagle wpada na pomysł.
- Zrobię wywiad!
Po chwili dziewczę z radością wywleka na scenę wysokiego gościa w okularach. I ubranego na czarno. I z czarnymi włosami.
- Jesteś z mafii? – pyta radośnie.
- Bynajmniej – stwierdza niewzruszony osobnik, otrzepując swój czarno-czarny frak i poprawiając okulary.
- Proszę państwa! To jest Claude Faustus! Proszę o brawa!
*woźny klaszcze*
- Eee…dziękuję. No to Claude, jakże się dziś czujesz?
Milczy.
- Hm, przejdźmy do wywiadu. Tak konkretniej będzie. Wiesz, widzów intryguje twoja zmulona postać. Poza tym, że wydajesz się być skrzywionym psychicznie pedofilem, w ogóle niczego o tobie nie wiemy.
- Hmpf. – potwierdza.
- No, to jakiś postęp. Pierwsze pytanie, które zadaliby zapewne twoi fani, gdybyś jakichś miał: lubisz rozbierać i ubierać Aloisa? Czy to prawda, że robisz to czasem kilka razy w ciągu dnia?
- Prawda. – Odpowiada niewzruszony demon.
- Yhm…aha.
*chwila konsternacji*
- No to dalej: myjesz czasem te włosy?
- Tak.
- Haha, to wy macie już tam higienę w tym swoim zacofanym świecie dinozaurów?
 - Słucham?
- Nieważne. Następne pytanie: wiesz, że jesteś w ogóle jakiś ograniczony? Ciągle nosisz jeden strój, i ciągle czarny, boszz, ale nuda.
- Ten ubiór pozwala mi godnie reprezentować mojego pana.
- Taa. Ale wiesz, byś go wyprał czy coś.
Claude ani drgnie.
- Piorę go.
- I jak jest w praniu, to chodzisz bez niego?
- Tak.
Fanę trochę zatyka, ale w sumie to od dawna wie, że on jest jakiś skrzywiony.
- Twoja twarz się porusza?
- Nie wiem, co masz na myśli.
- Bo wiesz, jedyna zmiana wyrazu twarzy odnotowana została u ciebie, kiedy zasmakowałeś krwi Ciela i dostałeś orgazmu.
- …
- Poważnie, to wkurwiające.
- Idealny sługa nie widzi potrzeby, by okazywać zbędne…
- Sranie w banie, przyznaj się, że miałeś botoks.
Claude wstaje.
- Muszę poże… - nie kończy, ponieważ Kurosaki w czarnej koszulce (uświnionej pizzą) z napisem SEKIURITY z powrotem sadza go na fotelu.
- Cieszę, się, że jednak zostajesz – świergocze Fanaa. - To dalej: wiesz, że masz pedalskie imię? To znaczy, Ciel też ma, ale jego lubią.
- Noszę imię, które wybrał mi mój pan.
- Haha, aż tak cię nienawidzi?
- Uczucia Jego Wysokości względem mnie…
- Dobra, nie obchodzi mnie to. Lubisz go kąpać? I wycierać po kąpieli? I jak klęczy przed tobą i trzyma twoją nogę prosząc, żebyś go nie zostawiał, bo był molestowany w swojej żałosnej przeszłości i zmarł mu brat i było ciemno, przez co teraz jest pierdolnięty i się boi?
- Lubię.
- Czy wiesz, że Ciel przez twoje chore skłonności musi uczęszczać na terapię?
Claude oblizuje się.
- Eee…nie odpowiadaj.
- Fanaa, co ty tu robisz? – To Przemek wyskakuje z krzaków zza kulis, niczym Batman czy Supermen czy ktoś tam.
- Przeprowadzam wywiad.
- Widzę. – Pedagog wprawnym okiem ocenia sytuację, po czym jego wzrok spoczywa na Claudzie. – Ach tak, to ten pedofil! Twoje imię się dziwnie odmienia.
Claude nie reaguje.
- Zostaw go, on miał botoks – oznajmia konspiracyjnym szeptem Fanaa.
- Dobrze – zgadza się Przemek i zwraca się do udręczonego gościa – co myślisz o…
- Cicho! Ja pytam! – podczas, gdy Fanaa próbuje wypchnąć Pedagoga za scenę, Claude kombinuje, jak by tu umknąć czujnemu spojrzeniu Kurosakiego.
- No! – Stwierdza dziarsko Mohlenaa, kiedy udaje jej się wywalić opiekuna za drzwi (sam wyszedł).
- Kończy nam się czas antenowy – przypomina Woźny.
- Ryj – warczy dziewczę – więc, Klaudiuszu, czy jest coś, co lubisz jeść?
- Nazywam się Claude.
- Grozisz mi?!
- ...
- No dobra. Jakiego szamponu używasz?
Demon waha się.
- Garnier Fructis – wyznaje.
- Naprawdę mi przykro. Wyznajesz jakąś religię?
- Jestem demonem.
- TO WYZNAJESZ, CZY NIE?!
- …nie.
Fanaa uśmiecha się słodko.
- Masz rozszczepienie osobowości? – pyta Claude poprawiając fryzurę.
- Ja tu zadaję pytania, chuju. – odpowiada radośnie dziewczę. – Jakie lubisz nosić skarpetki?
- Nie noszę skarpetek, gdyż takie jest życzenie mojego pana.
- Zakazał ci ubierać skarpetki?
- Tak.
- Nie jest ci zimno?
- Jest.
- Eee…no dobra. Lubisz Lady GaGę?
Milczy.
- HALO!
- Nie uznałem za stosowne odpowiadać na to pytanie.
- Czyli lubi. Używasz chusteczek do nosa z tymi fajnymi nadrukami jak Kubuś Puchatek albo postacie z „Looney Tunes”?
- Nie.
- Nie kłam! Widziałam!
- Możemy zmienić temat?
- Jaką nosisz bieli… - nagle Fanaa przypomina sobie pytanie o skarpetki - nie, na to jednak nie chcę znać odpowiedzi. Przejdźmy dalej. To prawda, że w piekle się z ciebie śmieją?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Ta, jasne. Kochasz Hannę?
- Dlaczego miałbym ją kochać?
- A tak jakoś. A Maylene?
- Nie.
- Lizzy?
- Nie.
- Angelę?
- Kogo?
- Nieważne. A Sebastiana?
„WTF” – myśli Claude.
- No dobra, dajmy temu spokój. Masz kompleksy?
- Nie.
- Ale przyznaj się, że przez Sebastiana czujesz się gorszy.
- Nie mogę być gorszy od kogoś, kto stopami dotyka…
- Nie pierdol, nie jesteś tak fajny jak on!
*słychać wiercenie, wrzask, uderzenia i dubstep*
PRZEPRASZAMY ZA USTERKI!
- No to ten. Claude wstał i wyszedł – informuje Fanaa. Co ciekawe, ani jej wygląd, ani stan pomieszczenia nie wskazują na jakiekolwiek oznaki agresji ze strony demona – ała, Kurosaki, zostaw mnie. Do zobaczenia!

Cukier obrócimy w rozpuszczony cukier, ziemniaki we frytki, pieniądze w nicość i porwanie w wywiad – oto Fanaama!

Luna, czyli wszystko, czego nie chcecie wiedzieć o Autorce, ale i tak się dowiecie.

Notka pisana w tegoroczne wakacje, miała być obszerniejsza, ale jako, iż po dziś dzień w ogóle nie ruszyła z miejsca, dopisałam parę zdań i wwaliłam, jak stała. W zanadrzu mam jeszcze wywiad z Claudem Faustusem pisany lekko nieprzytomnie o czwartej rano w Nowy Rok, jest dość ciekawy. Jeśli pomysł wypali, odwalę więcej takich.
Oglądam "Soul Eatera"!
Lalala, Death the Kid!

Zapraszam do makabrycznej lektury zła.
***
Sierpniowe popołudnie, upał jak cholera. Autorka siedzi w swoim za pomocą rolet odciętym od słońca pokoju i robi różne dziwne rzeczy, m.in. przepisuje z komputera teksty po łacinie, molestuje nowe stalówki, tańczy sobie oraz śpiewa razem z Kyo coś o wylizywaniu czternastolatek. W pewnym momencie drzwi otwierają się. Autorka, chcąc jak najszybciej spławić intruza podnosi głowę…
- O kurwa.
- Otóż to. – odpowiada intruz.
Po tych słowach na krótką chwilę nastaje mhroczna cisza. Przerywa ją Autorka, rozpaczliwym i desperackim odruchem rzucając się ku jedynej drodze ucieczki – oknu.
Nie ma jednak szans – Sebastian Michaelis dosłownie w pierwszej chwili łapie ją i teraz dziewczyna jest unieruchomiona.
- Dawno się nie widzieliśmy, Luno. Chyba czas na nowy odcinek.
***
Na początek parę słów o naszej Autorce, którą na czas wywiadu nazwiemy Luną. Jest to urokliwa uczennica szkoły średniej o dość specyficznym sposobie bycia.
- Sebastian, u nas się mówi „liceum”.
Często czyta przez ramię i wtrąca swoje, niekoniecznie potrzebne, zdanie, gdzie się da. W dodatku nie używa wołacza, lecz mniemam, że spowodowane jest to urazem z dzieciństwa.
- Nie przeginasz?
Niekiedy bywa impertynencka, jednak jest to część jej uroku. Słuchając jej, męczennik zapewnia sobie miejsce w Królestwie Niebieskim.
- SEBASTIAN!
Ponieważ jednak brak zajęcia prowokuje u niej to karygodne zachowanie, jakim jest, mało zresztą dyskretne, skradanie się za mną i podczytywanie…
- Dlaczego miałabym się skradać?
- Luno, czy znasz swój grafik na dzień dzisiejszy?
- Nie.
- Więc zajmijmy cię czymś.
***
[S]ebastian: Ile masz lat?
[L]una: Kobiet nie pyta się o wiek!
S (uśmiecha się i chwilę potem robi unik przed lecącym w jego stronę krzesłem): Kobiet owszem.
L: Ty łajzowaty samcze z…
S: Przejdźmy dalej. W jakim celu postanowiłaś obnażyć swoją głupotę na tym blogu? Czy jest to część twojego planu? Chcesz uśpić czujność czytelnika?
L: Eee…
S: Lubisz budyń?
L: Jaki to ma związek…
S: Jesteś mężatką?
L: SŁUCHAM?!
S: A masz chłopaka?
L: Co to w ogóle za pytania?
S: Jakiego szamponu używasz?
L: …eee…zielonego takiego…
S: Tyle ode mnie, teraz od kogoś z nadzwyczaj wąskiej grupy czytelników!
L: ...
S: Pierwsze kilka pytań od Ivoreny, inaczej panny Katarzyny: „dlaczego blog nazywa się tak, jak się nazywa”?
L: Bo to było pierwsze siedem słów, jakie przyszły mi do głowy.
S: Najwyraźniej droga Luna jest zbyt dumna, by przyznać, że nie ma przyjaciół.
L: Słucham?
S: Dlaczego tak dawno nie było nowej notki?
L: Jak to: dawno? Dopiero co była *przegląda kalendarz blogowy* eee…no faktycznie.
Nie wiem.
S: A wiesz, że nie masz kalendarza blogowego?
L: Masz tam takie pytanie?
S: Nieważne. Następne brzmi: „dlaczego nie kradniesz ode mnie Zero, skoro ja go kradnę od ciebie?”
L: Ekhem…wiesz…Sebastian…ja nie przypuszczałam, że ty…
S: To wciąż są pytania od Katarzyny.
L: Aha. Bo są wakacje. Ale ukradnę.
S: Bardzo logiczne. „Dlaczego poza moim nie ma na razie innego komentarza?”
L: Pewnie inni się boją.
S: Optymistka z ciebie *robi unik*. Pytanie piąte: „przepraszam, czy tu biją?”
L: Trochę *chowa siekierę za plecami*.
S: „Jakie pozytywne następstwa, według ciebie, przyniesie globalne ocieplenie?”
L: Yyy…nikt nie będzie straszył nas tym, że może nadejść?
S: „Czy Bieber jest kobietą?”
L: Jest.
S: „Dlaczego idąc ulicą w różowych rajstopach i krótkich spodenkach z obrzępanymi nogawkami stanowię obiekt nachalnych obserwacji?”
L: *trochę dziwnie patrzy na Sebastiana* Bo chodzi się chodnikiem.
S: „Czy kiedykolwiek spotkało cię coś takiego jak mnie w pytaniu wyżej?”
L: Właściwie, to cały czas. Pewnie dlatego, że zakładam glany bez względu na pogodę.
S: Naprawdę myślisz, że to przez glany?
L: A niby…eeej, tu nie ma takiego pytania!
S: I ostatnie od Katarzyny: „czy jeśli słucham piekielnego metalu, maluję paznokcie na jaskrawe kolory, czytam Harrego Pottera i lubię czarny, to znak, że coś się dzieje?”
L: Yyy… *patrzy na swoje paznokcie, nadmiar czerni w szafie, zbiór „Harry’ego Pottera” na półce i przycisza muzykę* …Sebastian ci odpowie…
S: *nastaje pełna napięcia cisza* Tak.
L: Na razie to chyba na tyle. Sebastian, a ty wiesz, że Kasia cię nie lubi?
S: Wiem.
L: o.O
S: Czytam komentarze na Monochromie.
L: Aha.
S: Następne kilka pytań od Roksany, która twierdzi, że nie potrafi zadawać pytań. Potwierdza to już pierwsze pytanie, będące bardziej rozkazem i brzmiące „PISZ! nakazuję Ci, dlaczego nie piszesz?”.
L: Sebastian, to nie jej wina, że…w sumie to jej wina. A odpowiem zaprzeczeniem, bo przecież piszę!
S: Tak, tak. „Gdzie masz swoje macki?”
L: Nie powiem!
S: „Skąd pomysł ‘wywiadu’?”
L: *zerka na Sebastiana i robi minę mordercy* z Niepokalanowa…
S: *z przerażeniem gapi się na następne pytanie* „śpię sobie spokojnie na mszy o 23.00 (jakieś dziwne coś odstawiali- ustawili się w kolejce i kładli ręce i całowali stół, eee no ten biały... ee.. ołtarz?!)” *Sebastian wali głową o szafę* „z głową na ławce na śpiewniki, a tu mnie laska szturcha i mówi: ‘Pamiętaj Bóg Cię kocha’” *po kolejnym uderzeniu z szafy prosto na głowę Sebastiana spadł młotek* „Więc ja się pytam: Co to ma być?”
L: To, że cię okłamała.
S: Pytanie ode mnie: co na twojej szafie robił młotek?
L: Chyba…leżał.
S: Nieważne. Następne pytanie: „dlaczego tatuś dał mi gumy w opakowaniu na leki na nadciśnienie”?
L: Bo to nie były gumy.
S: I ostatnie: „dlaczego zjadłaś orange?”
L: Eee…no, to trudne pytanie…więc…ekhem…yyy…ale jakby to…bo…no wiesz, kiedy ja nie…i nie chodzę przecież…a potem to…yyy…nie wiem :D
S: To było dziwne.
***
L: Sebastian, minęło prawie pół roku od ostatniego zdania. Weno coś powiedz.
S: Czytajcie Monochroma!
L: Właśnie!
S: I kupujcie pamiątki!
L: Ha!
S: Kupcie jej leki.
L: O.o
S: Dziękujemy za uwagę!
L: Lub jej brak!

Do svidaniya!

09. Fanaa Kira Demetria Mohlenaa poważnieje.

Był piękny, wrześniowy poranek. Dokładnie osiemnasta. Do przestronnej jadalni w posiadłości należącej (formalnie) do Przemka przylewitowała radośnie ćwierkająca postać o poplątanych, ognistorudych włosach. Odziana była w długą, staromodną koszulę nocną oraz czarne, skórzane skrzydła na gumce.
- Fanaa, skąd masz tę koszulę? – spytał uprzejmie gospodarz, popijając herbatę i ignorując drugi element stroju podopiecznej.
- Ciel mi pożyczył!
(Minę Ciela w tym momencie pozostawiam wyobraźni czytelnika.)
Przemek bez słowa podał Fanie śniadanie (pianki z piankami i herbata z Lidla. Zielona.), które specjalnie dla niej chronił własną piersią aż do teraz. Tak jest proszę państwa, to właśnie prawdziwa miłość. Chociaż w sumie to nie. Nieważne.
Gdy dziewoja zajęta była konsumpcją, Przemek przesłał Sebastianowi i Cielowi telepatyczne przeprosiny za nieupilnowanie jej. Atmosfera zagęściła się.
- Jak karmel! – zauważyła Fanaa.
Wszyscy spojrzeli na nią z niepokojem. Powiedzieć jej to?
Zaraz jednak niepokój się ulotnił, bo każdy z obecnych uświadomił sobie, że to i tak rola Przemka. W ostateczności Kaname lub Kurosakiego. Na wszelki wypadek jednak postanowili wyjść z pomieszczenia.
- Fanaa, czy pamiętasz naszą rozmowę na temat edukacji? Jak ważne jest, aby dziewczęta się kształciły?
- Coś w tym jest, faceci są za głupi – wtrąciła się Yuuki, która akurat weszła po coś do jadalni.
Przemek westchnął.
- Dziękuję ci, Yuuki. Wyjdź.
- Ooo, ooobraź się! – zapiała teatralnie wampirzyca i poszła sobie.
Pedagog kontynuował.
- Mam nadzieję, że nie jej rad będziesz słuchać na ścieżce edukacji. Masz wiele możliwości i nie jesteś ograniczona ani finansowo, ani…zdrowotnie – spojrzał na nią niepewnie – no, w każdym razie masz perfekcyjną opiekę. Wiedz, że jestem zawsze gotów ci pomóc, musisz tylko udowodnić, że chcesz. Zależy mi, abyś zdobyła wykształcenie, więc w sumie to nie musisz chcieć, bo i tak nie masz wyboru. Jest to jednak dla ciebie błogosławieństwo, że możesz się uczyć, i to w najlepszych szkołach, gdzie tylko zapragniesz. To fikcyjne opowiadanie, więc finanse, bariery językowe i kulturowe nie stoją na przeszkodzie. Z tego samego powodu również jestem pewien, że szkołę tę skończysz. Musisz tylko pójść do przodu. Zrozumiałaś, co mam na myśli?
Patrzył na nią wyczekująco. Ona na niego.
I tak przez dłuższą chwilę.
W końcu…
- Coś mówiłeś?
Rozmawiając z kimś innym zapewne cierpliwie powtórzyłby cały wykład.
Nie na darmo zwany był…
PEDAGOGIEM.
Ale teraz mu się nie chciało. Westchnął więc tylko i stwierdził:
- chcę cię posłać do liceum.
***
- TAAAATOOOO, JA NIE CHCĘ DO LICEUUUUM!
- Stul pysk, nie jestem twoim ojcem!
Taką to scenkę obserwowali Fanaa, Przemek, Kaname, Dyrcio Cross i Kurosaki stojąc przed bramą nowej szkoły Mohleny.
- Biedne dziecko – stwierdził Dyrcio.
- Biedny rodzic – stwierdził Przemek.
- Haha, ale ułom – ucieszyła się Fanaa.
Wszyscy spojrzeli na nią.
Jak one szybko rosną.
Kaname, jako najbardziej emocjonalnie z dziewoją związany, wzruszony wręczył jej liścik i zapłakany uciekł rozwalać pionki.
Treść listu była następująca:
 „Fanaa, to bardzo ważny dzień w twoim życiu. Pamiętaj, to nie jest Akademia Cross, nie uczę tu choć to się da załatwić, nie masz pod nosem swojego pokoju w sumie i tak zawsze spałaś u mnie, lekcje odbywają się w dzień i nie wolno ci uciekać z nich z wrzaskiem, przeklinać, kraść sprzętów ani dyskutować z nauczycielami, inaczej cię wyrzucą aczkolwiek łapówka mogłaby to załatwić. Poza tym musisz dojeżdżać do tej szkoły, nie masz lekcji na miejscu, więc wstawać będziesz nieco wcześniej przeprowadźmy się! i nie możesz latać do nas z każdą błahostką, bo nie będzie nas, jak zwykle, na miejscu przynajmniej ich, ja będę koczował pod szkołą.”
Liścik przeczytał Kurosaki, bo Fanaa natychmiast po otrzymaniu koperty wyrzuciła ją za siebie i pobiegła zbadać każdy centymetr nowej szkoły.
- Biedak, bardzo to przeżywa – stwierdził Przemek beznamiętnie.
- Taa. Chodź sprawdzić, czy jest tu gdzieś monopolowy – poparł go Kurosaki, gniotąc kartkę i rzucając za płot.
- Dobra.
Dyrcio został sam. Był skonfundowany. Nigdy nie widział Kaname okazującego uczucia w ten sposób.
W końcu postanowił wrócić Dyrciomobilem do domu i sobie coś ugotować.
***
Tymczasem przed monopolowym…
- Ale fajnie, ale blisko, będę miał gdzie siedzieć, jak mnie wezwą do dyrektora! – Cieszył się Kurosaki.
- Przykro mi, ale to mnie będą wzywać!
- Dlaczego niby ciebie?!
- Bo to ja zawsze za nią łażę, od moich działań rozpoczęło się to opowiadanie i w ogóle jestem najważniejszy!
- Guzik prawda, patrz jakieś dwadzieścia jeden zdań do tyłu!
- „Jak one szybko rosną”?
- Nijeee, to pod tym.
Przemek przeczytał „Kaname, jako najbardziej emocjonalnie z dziewoją związany…”.
- Och.
Posłał mordercze spojrzenie Autorce.
- No co? – spytała wojowniczo Autorka.
- Nic, nic.
Zapadła cisza. Na jakieś trzy sekundy.
- Ale i tak to ja jestem dla niej najważniejszy.
- Jak chcesz – stwierdził Kurosaki wyciągając skądś wódkę i idąc w stronę krzaków.
Przemek postanowił poszukać podopiecznej i uregulować należność za ewentualne szkody, które prawdopodobnie zdążyła już spowodować.
Znalazł ją w łazience. Wyglądała na oszołomioną.
- Fanaa, jak długo tu jesteś?
- Pieprzyć to, patrz! TU SĄ ZASUWKI W DRZWIACH!
- Rozumiem.
- Hahaha, zasuwki, prawdziwe, kurwa, zasuwki! ZASUWKI W DRZWIACH W KIBLU! To znaczy, drzwi się zamykają! HAHAHA! ZAAASUUUWKIIII! Jeeeaa, zasuwki!
Postanowił to przeczekać.
Po chwili spojrzała na niego.
- To damska toaleta – stwierdziła radośnie.
- Nie mam nic przeciwko.
- Acha. Chodź! – z psychopatycznym rechotem chwyciła go za przegub i pobiegła przed siebie. Przemknęli przez sześć korytarzy, nieskończoną ilość schodów, szatnię, podziemny schron dla podróżników z przyszłości, bufet i ołtarz ofiarny. W końcu Przemek zatrzymał się, zmuszając do tego także Fanę.
- Fanaa, gdzie mnie prowadzisz? – Zapytał spokojnie.
- Yyy…nie wiem.
Za nimi na ołtarzu zapaliło się kilka świec.
- Skoro tak, ja zacznę. Mam prośbę do ciebie.
W migotliwym świetle niewiadomojak ukazała się mroczna postać. Skąd się wzięła? Pewnie znikąd.
- Wal!
Postać walnęła w ołtarz toporem. Raz.
- Musisz…
Drugi.
- Stać się…
Jeb. Trzeci.
Przemek nie wytrzymał.
- Cholera jasna, kto tak hałasuje?! – Oburzył się, wyjmując papierosa i zapalając go od jednej ze świec.
- COŚ CI NIE PASUJE?! PADNIJ! – wrzasnęła postać i poleciała serią z ckm-u po bolszewikach.
- Nie, nie, nie, to jest polska szkoła, skąd tu, do pasteli świętej, bolszewicy? – spytał ktoś z widowni. Na temat ckm-u postanowili milczeć.
- Odreagowuję po „Bitwie Warszawskiej” – odpowiedziała Autorka, wzdrygając się.
Przemek posłał jej współczujące spojrzenie (na więcej się nie odważył).
- Aż tak zły film?
Wybuchnęła płaczem.
- NIGDY NA NIEGO NIE IDŹ!!! A Natasza Urbańska…nijeee… - reszta słów zatopiła się w pełnym pasji i przesyconym rozpaczą szlochu.
- Nie oglądam filmów wojennych, NIE MUSZĘ! – Oznajmił z dumą Zero, bo on to krył się pod wcześniejszym aliasem „mrocznej postaci”
- Tak, tak, rozumiem. Ale co do akcji ma ckm, bolszewicy i Zero? Czy to nie była przełomowa scena? Czy nie mieliśmy skupić się na niej? – Negocjował Przemek.
Autorka wytarła łzy w rękaw Zera.
- Z-zero będzie tu u-uczył plastyki…ale ma-masz racj-ę…
Skinęła dłonią i zaraz Fanaa oraz Przemek znaleźli się na kwiecistej łące, po której biegały zajączki, króliczki, sarenki, słonie, pandy i jednorożce. Wokoło kwitły baobaby a nad nimi rozpinała się tęcza, będąca w tej chwili bardziej niż zwykle symbolem homoseksualizmu.
- Eee…to co chcesz? – Spytała Fanaa i przyrąbała z glana jakiemuś krasnoludkowi, który próbował wcisnąć jej bukiet stokrotek.
- Jak już mówiłem, mam prośbę.
- Taa, to pamiętam.
- W liceum zaczynasz z czystą kartą, co przynosi zarówno plusy, jak i minusy. Nikt nie będzie traktował cię pobłażliwie, a ludzie tutaj nie są przyzwyczajeni do twojej…samowoli.
- Oj.
- Dlatego właśnie…
Fanaa wstrzymała oddech.
- niechętnie ci to mówię, ale…
Fanaa zaczęła sinieć.
- musisz…
Fanaa się dusiła.
- spoważnieć.
Dziewczyna zaczęła kaszleć, znów radośnie witając tlen w swych drogach oddechowych.
- Tylko tyle?
- A czego się spodziewałaś?
- Nie wiem.
Przemek westchnął. Trudno było mu pożegnać dawną Fanę. Chodź świadomość, że już nie wyląduje przez nią w szpitalu, była całkiem miła.
- To jak?
- No dobra. Mogę spoważnieć. Przepraszam, jeżeli swoim, subtelnie mówiąc, swobodnym zachowaniem, przysporzyłam kłopotu komukolwiek. Mam nadzieję, iż zasługuję na twe wybaczenie. Ale i tak nie będę się uczyć.
Przemek zamrugał. Łatwo poszło.

Masakra Hellconowa I

W związku z akcją "Zabierz Fanę na Hellcon" albo raczej "Daj Jej Jechać Samej" biedna Ja postanowiłam wygrać wejściówki na wyżej wspomniany konwent. W tymże celu napisałam to coś zaprezentowane poniżej. Oczywiście szans na wygraną to to nie miało, więc też i nie wygrało, ale przynajmniej było śmiesznie. No i o konkursie dowiedziałam się trzy godziny przed upłynięciem terminu nadsyłania prac, nawet taki geniusz jak ja...
...nie no, szczerze, to zawaliłam : D
Jest to pierwsze z dwóch opowiadań łannszotowych nawiązujących do Hellconu. Drugiego nie pisałam na konkurs, ale też było fajnie. Tutaj można znaleźć zarówno to opowiadanie, jak i objaśnienia. Łanszoty są takie psychodeliczne.
Odcinek wywiadowy się tworzy, wciąż czekam, aż więcej osób napisze pytania. Ach, presja, wiem, że miło.
W ogóle to zalogowałam się po to, żeby sprawdzić, czy jeszcze mi nie skasowali konta albo coś. A kiedy już się zalogowałam, stwierdziłam, że mogę coś wstawić.
Buhahaha.
I voila!

***

Było zimno. Mróz. Zima. Dokładnie listopad, ale co z tego. W obliczu zagrożenia nie myśli się o kalendarzu. A zagrożenie było, i to bliskie. Zagrożenie katarem. Zamarznięciem. Zaczekaniem się na śmierć. Fanaa zakręciła się parę razy wokół siebie, klasnęła dwukrotnie i kucnęła, obejmując ciało rękami. Działania te miały na celu autorozgrzanie oraz zatrzymanie ciepła najdłużej, jak to możliwe. Przy takiej pogodzie powinno być to logiczne, jednak dla niektórych nie było. Konkretnie dla wszystkich czekających na pociąg wraz z Faną. Bardzo powoli odsuwali się od niej, aż w końcu niedoszli pasażerowie podzielili się na dwie grupy – Fanę i Resztę Ludzi. Przeklinając punktualność pociągów w jej kraju, Fanaa wyjęła z plecaka odtwarzać mp3 i zaczęła słuchać sobie muzyki przy maksymalnej głośności. Reszta Ludzi obrzuciła ją spojrzeniami. W odpowiedzi dziewoja obrzuciła spojrzeniem Resztę Ludzi. Nie widziała sensu w tej zabawie, ale nudziło jej się. Zresztą nie widziała sensu w wielu rzeczach. W końcu nadjechał pociąg.
***
Dworzec Centralny w Warszawie był zatłoczony, lekko nadpsuty i zewsząd radośnie mrugał podświetlanymi reklamami hot-dogów i coca-coli. Och, ten warszawski urok. Fanaa radośnie ruszyła w stronę celu swojej podróży. W stronę Miejsca Konwentu.
Zbliżając się do pierwszych pasów zauważyła, że zielone światło mruga ostrzegawczo. Przyspieszyła i wbiegła na jezdnię w momencie, gdy wszystkie samochody ruszyły. Jednego z nich nie udało jej się wyminąć, w skutek czego prawie zginęła pod kołami.
-Hej, uważaj! – wydarł się jakiś dzieciak z opaską na oku, klęczący na siedzeniu pasażera i najwyraźniej usiłujący wypaść przez okno samochodu.
-Paniczu, usiądź, jak przystoi. I nie wychylaj się tak. Zrobisz sobie krzywdę. –stwierdził beznamiętnie kierowca samochodu.
-Zamknij się.
Zza pojazdu rozległy się gniewne trąbienia i kierowca spokojnie ruszył. Wydarzenie to Fanaa postanowiła zignorować.
Na przystanku tramwajowym zauważyła pewnego dziwnego osobnika. Miał potargane, czarne włosy i ciemne cienie pod niepokojąco szeroko otwartymi oczami. Nie wyglądał na zmarzniętego, choć ubrany był tylko w luźny, biały sweter i jeansy. Wyróżniał się, bo siedział skulony, z nogami nasiedzeniu, i pożerał jakieś ciastka. Poza tym był Azjatą, ale co to zawyjątkowość w Warszawie. Gapiła się na niego, aż nie odwrócił wzroku i niezaczął również gapić się na nią. Gapili się na siebie, aż nadjechał tramwaj.Fanaa wsiadła do niego i energicznie zajęła miejsce. Za nią w swój specyficzny sposób usiadło indywiduum z przystanku. Przez jakieś trzy minuty chrupało w ciszy swoje ciastka. W końcu pożarło ostatnie i odezwało się:
-Nie skasowałaś biletu.
-Hę? – elokwentnie zripostowała dziewczyna.
-To przestępstwo. Poniesiesz karę. – Mówiąc to wyjął skądś jeszcze jedną torbę ciastek oraz kajdanki. Zanim zdążyła zareagować zatrzasnął jedną z bransolet wokół jej nadgarstka, drugą wokół swojego.
-Ciastko? – Zaproponował spokojnie.
Otworzyła usta, ażeby poczęstować chłopaka swoim niezbyt przychylnym zdaniem na temat ciastek, kajdanek i jego samego, ale nie wyszło jej, ponieważ tramwaj zatrzymał się i pożeracz ciastek wysiadł, mimo wyraźnych protestów ciągnąc ją za sobą. Drogę zastąpił im wysoki, ubrany na czarno brunet. Uprzejmym spojrzeniem zmierzył Fanę i zwrócił się do chłopca z opaską na oku, stojącego obok.
-To ona.
-Sebastianie, to rozkaz, wyeliminuj ją.
-SŁUCHAM?!
-To ja ją złapałem, kiedy jechała tramwajem na gapę. Sam wymierzę sprawiedliwość– wtrącił się Biały Sweterek.
-O co wam…
-Prawie wpadła nam pod koła, czym zdenerwowała mojego panicza – stwierdził pogodnie towarzysz nieletniego pirata – muszę postąpić zgodnie z jego życzeniem.
-Rozkazem – mruknął panicz.
Fanaa tymczasem próbowała rozwalić kajdanki o wiatę przystanku.
-To daremne, są dość mocne, wiesz? Zostało ostatnie ciastko, na pewno nie chcesz?
-Może bardziej jej pilnuj? – stwierdziła długowłosa dziewczynka u falbaniastej sukience, która pojawiła się niewiadomoskąd.
-Przecież jest do mnie przykuta kajdankami, nie muszę jej bardziej pilnować.
Fanaa w akcie desperacji zaczęła gryźć łańcuch.
-Victorique, nie możesz palić fajki w tym wieku – upomniał dziewczynę uprzejmie mężczyzna nazwany Sebastianem.
-Aaa, wal się – mruknęła dziewczynka.
Fanaa wydała z siebie coś na pograniczu jęku i warknięcia.
-BOŻE! JA CHCIAŁAM TYLKO JECHAĆ NA KONWENT!
-Hellcon? – zainteresował się Biały Sweterek.
-Wierzysz w Boga? – zainteresował się Sebastian.
- Hellcon odbył się miesiąc temu. – stwierdziła spokojnie Victorique.
Tak oto skończyła się przygoda Fany z najstraszniejszym konwentem w historii.
A później się obudziła. Ze świadomością, że nadal jest wrzesień.
Koniec.