Był piękny, wrześniowy poranek. Dokładnie osiemnasta. Do przestronnej jadalni w posiadłości należącej (formalnie) do Przemka przylewitowała radośnie ćwierkająca postać o poplątanych, ognistorudych włosach. Odziana była w długą, staromodną koszulę nocną oraz czarne, skórzane skrzydła na gumce.
  - Fanaa, skąd masz tę koszulę? – spytał uprzejmie gospodarz, popijając herbatę i ignorując drugi element stroju podopiecznej.
  - Ciel mi pożyczył!
  (Minę Ciela w tym momencie pozostawiam wyobraźni czytelnika.)
  Przemek bez słowa podał Fanie śniadanie (pianki z piankami i herbata z Lidla. Zielona.), które specjalnie dla niej chronił własną piersią aż do teraz. Tak jest proszę państwa, to właśnie prawdziwa miłość. Chociaż w sumie to nie. Nieważne. 
  Gdy dziewoja zajęta była konsumpcją, Przemek przesłał Sebastianowi i Cielowi telepatyczne przeprosiny za nieupilnowanie jej. Atmosfera zagęściła się.
  - Jak karmel! – zauważyła Fanaa.
  Wszyscy spojrzeli na nią z niepokojem. Powiedzieć jej to?
  Zaraz jednak niepokój się ulotnił, bo każdy z obecnych uświadomił sobie, że to i tak rola Przemka. W ostateczności Kaname lub Kurosakiego. Na wszelki wypadek jednak postanowili wyjść z pomieszczenia.
  - Fanaa, czy pamiętasz naszą rozmowę na temat edukacji? Jak ważne jest, aby dziewczęta się kształciły?
  - Coś w tym jest, faceci są za głupi – wtrąciła się Yuuki, która akurat weszła po coś do jadalni.
  Przemek westchnął.
  - Dziękuję ci, Yuuki. Wyjdź.
  - Ooo, ooobraź się! – zapiała teatralnie wampirzyca i poszła sobie.
  Pedagog kontynuował.
  - Mam nadzieję, że nie jej rad będziesz słuchać na ścieżce edukacji. Masz wiele możliwości i nie jesteś ograniczona ani finansowo, ani…zdrowotnie – spojrzał na nią niepewnie – no, w każdym razie masz perfekcyjną opiekę. Wiedz, że jestem zawsze gotów ci pomóc, musisz tylko udowodnić, że chcesz. Zależy mi, abyś zdobyła wykształcenie, więc w sumie to nie musisz chcieć, bo i tak nie masz wyboru. Jest to jednak dla ciebie błogosławieństwo, że możesz się uczyć, i to w najlepszych szkołach, gdzie tylko zapragniesz. To fikcyjne opowiadanie, więc finanse, bariery językowe i kulturowe nie stoją na przeszkodzie. Z tego samego powodu również jestem pewien, że szkołę tę skończysz. Musisz tylko pójść do przodu. Zrozumiałaś, co mam na myśli? 
  Patrzył na nią wyczekująco. Ona na niego. 
  I tak przez dłuższą chwilę.
  W końcu…
  - Coś mówiłeś?
  Rozmawiając z kimś innym zapewne cierpliwie powtórzyłby cały wykład. 
  Nie na darmo zwany był…
  PEDAGOGIEM.
  Ale teraz mu się nie chciało. Westchnął więc tylko i stwierdził:
  - chcę cię posłać do liceum.
  ***
  - TAAAATOOOO, JA NIE CHCĘ DO LICEUUUUM! 
  - Stul pysk, nie jestem twoim ojcem!
  Taką to scenkę obserwowali Fanaa, Przemek, Kaname, Dyrcio Cross i Kurosaki stojąc przed bramą nowej szkoły Mohleny. 
  - Biedne dziecko – stwierdził Dyrcio.
  - Biedny rodzic – stwierdził Przemek.
  - Haha, ale ułom – ucieszyła się Fanaa.
  Wszyscy spojrzeli na nią.
  Jak one szybko rosną.
  Kaname, jako najbardziej emocjonalnie z dziewoją związany, wzruszony wręczył jej liścik i zapłakany uciekł rozwalać pionki. 
  Treść listu była następująca:
   „Fanaa, to bardzo ważny dzień w twoim życiu. Pamiętaj, to nie jest Akademia Cross, nie uczę tu choć to się da załatwić, nie masz pod nosem swojego pokoju w sumie i tak zawsze spałaś u mnie, lekcje odbywają się w dzień i nie wolno ci uciekać z nich z wrzaskiem, przeklinać, kraść sprzętów ani dyskutować z nauczycielami, inaczej cię wyrzucą aczkolwiek łapówka mogłaby to załatwić. Poza tym musisz dojeżdżać do tej szkoły, nie masz lekcji na miejscu, więc wstawać będziesz nieco wcześniej przeprowadźmy się! i nie możesz latać do nas z każdą błahostką, bo nie będzie nas, jak zwykle, na miejscu przynajmniej ich, ja będę koczował pod szkołą.”
  Liścik przeczytał Kurosaki, bo Fanaa natychmiast po otrzymaniu koperty wyrzuciła ją za siebie i pobiegła zbadać każdy centymetr nowej szkoły.
  - Biedak, bardzo to przeżywa – stwierdził Przemek beznamiętnie.
  - Taa. Chodź sprawdzić, czy jest tu gdzieś monopolowy – poparł go Kurosaki, gniotąc kartkę i rzucając za płot.
  - Dobra.
  Dyrcio został sam. Był skonfundowany. Nigdy nie widział Kaname okazującego uczucia w ten sposób. 
  W końcu postanowił wrócić Dyrciomobilem do domu i sobie coś ugotować.
  ***
  Tymczasem przed monopolowym…
  - Ale fajnie, ale blisko, będę miał gdzie siedzieć, jak mnie wezwą do dyrektora! – Cieszył się Kurosaki.
  - Przykro mi, ale to mnie będą wzywać!
  - Dlaczego niby ciebie?!
  - Bo to ja zawsze za nią łażę, od moich działań rozpoczęło się to opowiadanie i w ogóle jestem najważniejszy!
  - Guzik prawda, patrz jakieś dwadzieścia jeden zdań do tyłu!
  - „Jak one szybko rosną”?
  - Nijeee, to pod tym.
  Przemek przeczytał „Kaname, jako najbardziej emocjonalnie z dziewoją związany…”.
  - Och.
  Posłał mordercze spojrzenie Autorce.
  - No co? – spytała wojowniczo Autorka.
  - Nic, nic.
  Zapadła cisza. Na jakieś trzy sekundy.
  - Ale i tak to ja jestem dla niej najważniejszy. 
  - Jak chcesz – stwierdził Kurosaki wyciągając skądś wódkę i idąc w stronę krzaków.
  Przemek postanowił poszukać podopiecznej i uregulować należność za ewentualne szkody, które prawdopodobnie zdążyła już spowodować.
  Znalazł ją w łazience. Wyglądała na oszołomioną.
  - Fanaa, jak długo tu jesteś?
  - Pieprzyć to, patrz! TU SĄ ZASUWKI W DRZWIACH! 
  - Rozumiem.
  - Hahaha, zasuwki, prawdziwe, kurwa, zasuwki! ZASUWKI W DRZWIACH W KIBLU! To znaczy, drzwi się zamykają! HAHAHA! ZAAASUUUWKIIII! Jeeeaa, zasuwki!
  Postanowił to przeczekać.
  Po chwili spojrzała na niego.
  - To damska toaleta – stwierdziła radośnie.
  - Nie mam nic przeciwko.
  - Acha. Chodź! – z psychopatycznym rechotem chwyciła go za przegub i pobiegła przed siebie. Przemknęli przez sześć korytarzy, nieskończoną ilość schodów, szatnię, podziemny schron dla podróżników z przyszłości, bufet i ołtarz ofiarny. W końcu Przemek zatrzymał się, zmuszając do tego także Fanę.
  - Fanaa, gdzie mnie prowadzisz? – Zapytał spokojnie.
  - Yyy…nie wiem.
  Za nimi na ołtarzu zapaliło się kilka świec.
  - Skoro tak, ja zacznę. Mam prośbę do ciebie.
  W migotliwym świetle niewiadomojak ukazała się mroczna postać. Skąd się wzięła? Pewnie znikąd.
  - Wal!
  Postać walnęła w ołtarz toporem. Raz.
  - Musisz…
  Drugi.
  - Stać się…
  Jeb. Trzeci.
  Przemek nie wytrzymał.
  - Cholera jasna, kto tak hałasuje?! – Oburzył się, wyjmując papierosa i zapalając go od jednej ze świec.
  - COŚ CI NIE PASUJE?! PADNIJ! – wrzasnęła postać i poleciała serią z ckm-u po bolszewikach. 
  - Nie, nie, nie, to jest polska szkoła, skąd tu, do pasteli świętej, bolszewicy? – spytał ktoś z widowni. Na temat ckm-u postanowili milczeć.
  - Odreagowuję po „Bitwie Warszawskiej” – odpowiedziała Autorka, wzdrygając się.
  Przemek posłał jej współczujące spojrzenie (na więcej się nie odważył).
  - Aż tak zły film?
  Wybuchnęła płaczem.
  - NIGDY NA NIEGO NIE IDŹ!!! A Natasza Urbańska…nijeee… - reszta słów zatopiła się w pełnym pasji i przesyconym rozpaczą szlochu.
  - Nie oglądam filmów wojennych, NIE MUSZĘ! – Oznajmił z dumą Zero, bo on to krył się pod wcześniejszym aliasem „mrocznej postaci”
  - Tak, tak, rozumiem. Ale co do akcji ma ckm, bolszewicy i Zero? Czy to nie była przełomowa scena? Czy nie mieliśmy skupić się na niej? – Negocjował Przemek.
  Autorka wytarła łzy w rękaw Zera.
  - Z-zero będzie tu u-uczył plastyki…ale ma-masz racj-ę… 
  Skinęła dłonią i zaraz Fanaa oraz Przemek znaleźli się na kwiecistej łące, po której biegały zajączki, króliczki, sarenki, słonie, pandy i jednorożce. Wokoło kwitły baobaby a nad nimi rozpinała się tęcza, będąca w tej chwili bardziej niż zwykle symbolem homoseksualizmu. 
  - Eee…to co chcesz? – Spytała Fanaa i przyrąbała z glana jakiemuś krasnoludkowi, który próbował wcisnąć jej bukiet stokrotek. 
  - Jak już mówiłem, mam prośbę.
  - Taa, to pamiętam.
  - W liceum zaczynasz z czystą kartą, co przynosi zarówno plusy, jak i minusy. Nikt nie będzie traktował cię pobłażliwie, a ludzie tutaj nie są przyzwyczajeni do twojej…samowoli.
  - Oj.
  - Dlatego właśnie…
  Fanaa wstrzymała oddech.
  - niechętnie ci to mówię, ale…
  Fanaa zaczęła sinieć.
  - musisz…
  Fanaa się dusiła.
  - spoważnieć.
  Dziewczyna zaczęła kaszleć, znów radośnie witając tlen w swych drogach oddechowych.
  - Tylko tyle?
  - A czego się spodziewałaś?
  - Nie wiem.
  Przemek westchnął. Trudno było mu pożegnać dawną Fanę. Chodź świadomość, że już nie wyląduje przez nią w szpitalu, była całkiem miła.
  - To jak?
  - No dobra. Mogę spoważnieć. Przepraszam, jeżeli swoim, subtelnie mówiąc, swobodnym zachowaniem, przysporzyłam kłopotu komukolwiek. Mam nadzieję, iż zasługuję na twe wybaczenie. Ale i tak nie będę się uczyć.
  Przemek zamrugał. Łatwo poszło. 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz