W związku z akcją "Zabierz Fanę na Hellcon" albo raczej "Daj Jej Jechać Samej" biedna Ja postanowiłam wygrać wejściówki na wyżej wspomniany konwent. W tymże celu napisałam to coś zaprezentowane poniżej. Oczywiście szans na wygraną to to nie miało, więc też i nie wygrało, ale przynajmniej było śmiesznie. No i o konkursie dowiedziałam się trzy godziny przed upłynięciem terminu nadsyłania prac, nawet taki geniusz jak ja...
...nie no, szczerze, to zawaliłam : D
Jest to pierwsze z dwóch opowiadań łannszotowych nawiązujących do Hellconu. Drugiego nie pisałam na konkurs, ale też było fajnie. Tutaj można znaleźć zarówno to opowiadanie, jak i objaśnienia. Łanszoty są takie psychodeliczne.
Odcinek wywiadowy się tworzy, wciąż czekam, aż więcej osób napisze pytania. Ach, presja, wiem, że miło.
W ogóle to zalogowałam się po to, żeby sprawdzić, czy jeszcze mi nie skasowali konta albo coś. A kiedy już się zalogowałam, stwierdziłam, że mogę coś wstawić.
Buhahaha.
I voila!
***
Było zimno. Mróz. Zima. Dokładnie listopad, ale co z tego. W obliczu zagrożenia nie myśli się o kalendarzu. A zagrożenie było, i to bliskie. Zagrożenie katarem. Zamarznięciem. Zaczekaniem się na śmierć. Fanaa zakręciła się parę razy wokół siebie, klasnęła dwukrotnie i kucnęła, obejmując ciało rękami. Działania te miały na celu autorozgrzanie oraz zatrzymanie ciepła najdłużej, jak to możliwe. Przy takiej pogodzie powinno być to logiczne, jednak dla niektórych nie było. Konkretnie dla wszystkich czekających na pociąg wraz z Faną. Bardzo powoli odsuwali się od niej, aż w końcu niedoszli pasażerowie podzielili się na dwie grupy – Fanę i Resztę Ludzi. Przeklinając punktualność pociągów w jej kraju, Fanaa wyjęła z plecaka odtwarzać mp3 i zaczęła słuchać sobie muzyki przy maksymalnej głośności. Reszta Ludzi obrzuciła ją spojrzeniami. W odpowiedzi dziewoja obrzuciła spojrzeniem Resztę Ludzi. Nie widziała sensu w tej zabawie, ale nudziło jej się. Zresztą nie widziała sensu w wielu rzeczach. W końcu nadjechał pociąg.
***
Dworzec Centralny w Warszawie był zatłoczony, lekko nadpsuty i zewsząd radośnie mrugał podświetlanymi reklamami hot-dogów i coca-coli. Och, ten warszawski urok. Fanaa radośnie ruszyła w stronę celu swojej podróży. W stronę Miejsca Konwentu.
Zbliżając się do pierwszych pasów zauważyła, że zielone światło mruga ostrzegawczo. Przyspieszyła i wbiegła na jezdnię w momencie, gdy wszystkie samochody ruszyły. Jednego z nich nie udało jej się wyminąć, w skutek czego prawie zginęła pod kołami.
-Hej, uważaj! – wydarł się jakiś dzieciak z opaską na oku, klęczący na siedzeniu pasażera i najwyraźniej usiłujący wypaść przez okno samochodu.
-Paniczu, usiądź, jak przystoi. I nie wychylaj się tak. Zrobisz sobie krzywdę. –stwierdził beznamiętnie kierowca samochodu.
-Zamknij się.
Zza pojazdu rozległy się gniewne trąbienia i kierowca spokojnie ruszył. Wydarzenie to Fanaa postanowiła zignorować.
Na przystanku tramwajowym zauważyła pewnego dziwnego osobnika. Miał potargane, czarne włosy i ciemne cienie pod niepokojąco szeroko otwartymi oczami. Nie wyglądał na zmarzniętego, choć ubrany był tylko w luźny, biały sweter i jeansy. Wyróżniał się, bo siedział skulony, z nogami nasiedzeniu, i pożerał jakieś ciastka. Poza tym był Azjatą, ale co to zawyjątkowość w Warszawie. Gapiła się na niego, aż nie odwrócił wzroku i niezaczął również gapić się na nią. Gapili się na siebie, aż nadjechał tramwaj.Fanaa wsiadła do niego i energicznie zajęła miejsce. Za nią w swój specyficzny sposób usiadło indywiduum z przystanku. Przez jakieś trzy minuty chrupało w ciszy swoje ciastka. W końcu pożarło ostatnie i odezwało się:
-Nie skasowałaś biletu.
-Hę? – elokwentnie zripostowała dziewczyna.
-To przestępstwo. Poniesiesz karę. – Mówiąc to wyjął skądś jeszcze jedną torbę ciastek oraz kajdanki. Zanim zdążyła zareagować zatrzasnął jedną z bransolet wokół jej nadgarstka, drugą wokół swojego.
-Ciastko? – Zaproponował spokojnie.
Otworzyła usta, ażeby poczęstować chłopaka swoim niezbyt przychylnym zdaniem na temat ciastek, kajdanek i jego samego, ale nie wyszło jej, ponieważ tramwaj zatrzymał się i pożeracz ciastek wysiadł, mimo wyraźnych protestów ciągnąc ją za sobą. Drogę zastąpił im wysoki, ubrany na czarno brunet. Uprzejmym spojrzeniem zmierzył Fanę i zwrócił się do chłopca z opaską na oku, stojącego obok.
-To ona.
-Sebastianie, to rozkaz, wyeliminuj ją.
-SŁUCHAM?!
-To ja ją złapałem, kiedy jechała tramwajem na gapę. Sam wymierzę sprawiedliwość– wtrącił się Biały Sweterek.
-O co wam…
-Prawie wpadła nam pod koła, czym zdenerwowała mojego panicza – stwierdził pogodnie towarzysz nieletniego pirata – muszę postąpić zgodnie z jego życzeniem.
-Rozkazem – mruknął panicz.
Fanaa tymczasem próbowała rozwalić kajdanki o wiatę przystanku.
-To daremne, są dość mocne, wiesz? Zostało ostatnie ciastko, na pewno nie chcesz?
-Może bardziej jej pilnuj? – stwierdziła długowłosa dziewczynka u falbaniastej sukience, która pojawiła się niewiadomoskąd.
-Przecież jest do mnie przykuta kajdankami, nie muszę jej bardziej pilnować.
Fanaa w akcie desperacji zaczęła gryźć łańcuch.
-Victorique, nie możesz palić fajki w tym wieku – upomniał dziewczynę uprzejmie mężczyzna nazwany Sebastianem.
-Aaa, wal się – mruknęła dziewczynka.
Fanaa wydała z siebie coś na pograniczu jęku i warknięcia.
-BOŻE! JA CHCIAŁAM TYLKO JECHAĆ NA KONWENT!
-Hellcon? – zainteresował się Biały Sweterek.
-Wierzysz w Boga? – zainteresował się Sebastian.
- Hellcon odbył się miesiąc temu. – stwierdziła spokojnie Victorique.
Tak oto skończyła się przygoda Fany z najstraszniejszym konwentem w historii.
A później się obudziła. Ze świadomością, że nadal jest wrzesień.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz