UWAGA!

„Do you want to be my FRIEND?” to powalona parodia tworzona przez osobę w pewnej części niepoczytalną, która w żadnym razie nie ma na celu obrażania czytelników. Wszystko to powstało w efekcie porażenia łbowego i nic z tym już nie da się zrobić. Postacie to w większości figury należące do mangak (głównie Matsuri Hino, która jest kreatorką właściwie całego świata przedstawionego z Akademią Cross i Kuranem na czele, a także Yany Toboso, Motomi Kyousuke i Tsugumi Ohby) z wyłączeniem bohaterów stworzonych przeze mnie, jak Fanaa (moje alter-ego) lub głaz, bohaterów, których pierwowzorami były osoby z otoczenia, jak Przemek, lub które są zapożyczone ze świata realnego, jak Marilyn Manson czy choćby moja mama.Gościnnie do opowiadania zaprosiłam też siebie samą.

niedziela, 29 stycznia 2012

10. Claude Faustus i jego metody działania.

Claude Faustus to postać z drugiej serii anime "Kuroshitsuji" na podstawie (tak mówią) mangi autorstwa Yany Toboso o tym samym tytule, jednak nie mająca z mangą niemal nic wspólnego. 
To tak dla wyjaśnienia.
***
Cisza. Zło. Mrok. Pijana (powietrzem) Autorka. Nie ma kto napisać notki. Olaboga. Załoga Azura aprobuje. Reszta świata ma to gdzieś.
Ale jest przecież ktoś, kto wie, że tak być nie może. Że popierdolenie jest fajne i w ogóle.
I nawet, jeśli ten ktoś nie istnieje, nie zawaha się pokazać nam, jak mało go to obchodzi.
A właściwie ją.
Chyba tak.
Pali się świeca. Jedna. Druga. Dwieście. Bo wiecie, prąd wysiadł. Nikt nie wykręcał korków przecież.
- A co to ma być? NA MNIE KAMERA!
I oto przed nami stoi Fanaa Kira Dimitria Mohlenaa, uczesana nawet.
- Tak, tak, Przemek mówi, że Nowy Rok i w ogóle, a wiecie, że całkiem niedawno była notka sylwestrowa z zeszłego roku? To znaczy stosunkowo niedawno, tak patrząc na ilość notek, jeeny, ale jakaś ułomna ta Au… - w tym momencie ktoś sztura ją patykiem. Mokrym. – Aaa, tak. Notka. No to ja będę dzisiaj gospodarzem programu.
Cisza. Fanaa zastanawia się, co ona z ogóle robi ze swoim życiem.
Nagle wpada na pomysł.
- Zrobię wywiad!
Po chwili dziewczę z radością wywleka na scenę wysokiego gościa w okularach. I ubranego na czarno. I z czarnymi włosami.
- Jesteś z mafii? – pyta radośnie.
- Bynajmniej – stwierdza niewzruszony osobnik, otrzepując swój czarno-czarny frak i poprawiając okulary.
- Proszę państwa! To jest Claude Faustus! Proszę o brawa!
*woźny klaszcze*
- Eee…dziękuję. No to Claude, jakże się dziś czujesz?
Milczy.
- Hm, przejdźmy do wywiadu. Tak konkretniej będzie. Wiesz, widzów intryguje twoja zmulona postać. Poza tym, że wydajesz się być skrzywionym psychicznie pedofilem, w ogóle niczego o tobie nie wiemy.
- Hmpf. – potwierdza.
- No, to jakiś postęp. Pierwsze pytanie, które zadaliby zapewne twoi fani, gdybyś jakichś miał: lubisz rozbierać i ubierać Aloisa? Czy to prawda, że robisz to czasem kilka razy w ciągu dnia?
- Prawda. – Odpowiada niewzruszony demon.
- Yhm…aha.
*chwila konsternacji*
- No to dalej: myjesz czasem te włosy?
- Tak.
- Haha, to wy macie już tam higienę w tym swoim zacofanym świecie dinozaurów?
 - Słucham?
- Nieważne. Następne pytanie: wiesz, że jesteś w ogóle jakiś ograniczony? Ciągle nosisz jeden strój, i ciągle czarny, boszz, ale nuda.
- Ten ubiór pozwala mi godnie reprezentować mojego pana.
- Taa. Ale wiesz, byś go wyprał czy coś.
Claude ani drgnie.
- Piorę go.
- I jak jest w praniu, to chodzisz bez niego?
- Tak.
Fanę trochę zatyka, ale w sumie to od dawna wie, że on jest jakiś skrzywiony.
- Twoja twarz się porusza?
- Nie wiem, co masz na myśli.
- Bo wiesz, jedyna zmiana wyrazu twarzy odnotowana została u ciebie, kiedy zasmakowałeś krwi Ciela i dostałeś orgazmu.
- …
- Poważnie, to wkurwiające.
- Idealny sługa nie widzi potrzeby, by okazywać zbędne…
- Sranie w banie, przyznaj się, że miałeś botoks.
Claude wstaje.
- Muszę poże… - nie kończy, ponieważ Kurosaki w czarnej koszulce (uświnionej pizzą) z napisem SEKIURITY z powrotem sadza go na fotelu.
- Cieszę, się, że jednak zostajesz – świergocze Fanaa. - To dalej: wiesz, że masz pedalskie imię? To znaczy, Ciel też ma, ale jego lubią.
- Noszę imię, które wybrał mi mój pan.
- Haha, aż tak cię nienawidzi?
- Uczucia Jego Wysokości względem mnie…
- Dobra, nie obchodzi mnie to. Lubisz go kąpać? I wycierać po kąpieli? I jak klęczy przed tobą i trzyma twoją nogę prosząc, żebyś go nie zostawiał, bo był molestowany w swojej żałosnej przeszłości i zmarł mu brat i było ciemno, przez co teraz jest pierdolnięty i się boi?
- Lubię.
- Czy wiesz, że Ciel przez twoje chore skłonności musi uczęszczać na terapię?
Claude oblizuje się.
- Eee…nie odpowiadaj.
- Fanaa, co ty tu robisz? – To Przemek wyskakuje z krzaków zza kulis, niczym Batman czy Supermen czy ktoś tam.
- Przeprowadzam wywiad.
- Widzę. – Pedagog wprawnym okiem ocenia sytuację, po czym jego wzrok spoczywa na Claudzie. – Ach tak, to ten pedofil! Twoje imię się dziwnie odmienia.
Claude nie reaguje.
- Zostaw go, on miał botoks – oznajmia konspiracyjnym szeptem Fanaa.
- Dobrze – zgadza się Przemek i zwraca się do udręczonego gościa – co myślisz o…
- Cicho! Ja pytam! – podczas, gdy Fanaa próbuje wypchnąć Pedagoga za scenę, Claude kombinuje, jak by tu umknąć czujnemu spojrzeniu Kurosakiego.
- No! – Stwierdza dziarsko Mohlenaa, kiedy udaje jej się wywalić opiekuna za drzwi (sam wyszedł).
- Kończy nam się czas antenowy – przypomina Woźny.
- Ryj – warczy dziewczę – więc, Klaudiuszu, czy jest coś, co lubisz jeść?
- Nazywam się Claude.
- Grozisz mi?!
- ...
- No dobra. Jakiego szamponu używasz?
Demon waha się.
- Garnier Fructis – wyznaje.
- Naprawdę mi przykro. Wyznajesz jakąś religię?
- Jestem demonem.
- TO WYZNAJESZ, CZY NIE?!
- …nie.
Fanaa uśmiecha się słodko.
- Masz rozszczepienie osobowości? – pyta Claude poprawiając fryzurę.
- Ja tu zadaję pytania, chuju. – odpowiada radośnie dziewczę. – Jakie lubisz nosić skarpetki?
- Nie noszę skarpetek, gdyż takie jest życzenie mojego pana.
- Zakazał ci ubierać skarpetki?
- Tak.
- Nie jest ci zimno?
- Jest.
- Eee…no dobra. Lubisz Lady GaGę?
Milczy.
- HALO!
- Nie uznałem za stosowne odpowiadać na to pytanie.
- Czyli lubi. Używasz chusteczek do nosa z tymi fajnymi nadrukami jak Kubuś Puchatek albo postacie z „Looney Tunes”?
- Nie.
- Nie kłam! Widziałam!
- Możemy zmienić temat?
- Jaką nosisz bieli… - nagle Fanaa przypomina sobie pytanie o skarpetki - nie, na to jednak nie chcę znać odpowiedzi. Przejdźmy dalej. To prawda, że w piekle się z ciebie śmieją?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Ta, jasne. Kochasz Hannę?
- Dlaczego miałbym ją kochać?
- A tak jakoś. A Maylene?
- Nie.
- Lizzy?
- Nie.
- Angelę?
- Kogo?
- Nieważne. A Sebastiana?
„WTF” – myśli Claude.
- No dobra, dajmy temu spokój. Masz kompleksy?
- Nie.
- Ale przyznaj się, że przez Sebastiana czujesz się gorszy.
- Nie mogę być gorszy od kogoś, kto stopami dotyka…
- Nie pierdol, nie jesteś tak fajny jak on!
*słychać wiercenie, wrzask, uderzenia i dubstep*
PRZEPRASZAMY ZA USTERKI!
- No to ten. Claude wstał i wyszedł – informuje Fanaa. Co ciekawe, ani jej wygląd, ani stan pomieszczenia nie wskazują na jakiekolwiek oznaki agresji ze strony demona – ała, Kurosaki, zostaw mnie. Do zobaczenia!

Cukier obrócimy w rozpuszczony cukier, ziemniaki we frytki, pieniądze w nicość i porwanie w wywiad – oto Fanaama!

Luna, czyli wszystko, czego nie chcecie wiedzieć o Autorce, ale i tak się dowiecie.

Notka pisana w tegoroczne wakacje, miała być obszerniejsza, ale jako, iż po dziś dzień w ogóle nie ruszyła z miejsca, dopisałam parę zdań i wwaliłam, jak stała. W zanadrzu mam jeszcze wywiad z Claudem Faustusem pisany lekko nieprzytomnie o czwartej rano w Nowy Rok, jest dość ciekawy. Jeśli pomysł wypali, odwalę więcej takich.
Oglądam "Soul Eatera"!
Lalala, Death the Kid!

Zapraszam do makabrycznej lektury zła.
***
Sierpniowe popołudnie, upał jak cholera. Autorka siedzi w swoim za pomocą rolet odciętym od słońca pokoju i robi różne dziwne rzeczy, m.in. przepisuje z komputera teksty po łacinie, molestuje nowe stalówki, tańczy sobie oraz śpiewa razem z Kyo coś o wylizywaniu czternastolatek. W pewnym momencie drzwi otwierają się. Autorka, chcąc jak najszybciej spławić intruza podnosi głowę…
- O kurwa.
- Otóż to. – odpowiada intruz.
Po tych słowach na krótką chwilę nastaje mhroczna cisza. Przerywa ją Autorka, rozpaczliwym i desperackim odruchem rzucając się ku jedynej drodze ucieczki – oknu.
Nie ma jednak szans – Sebastian Michaelis dosłownie w pierwszej chwili łapie ją i teraz dziewczyna jest unieruchomiona.
- Dawno się nie widzieliśmy, Luno. Chyba czas na nowy odcinek.
***
Na początek parę słów o naszej Autorce, którą na czas wywiadu nazwiemy Luną. Jest to urokliwa uczennica szkoły średniej o dość specyficznym sposobie bycia.
- Sebastian, u nas się mówi „liceum”.
Często czyta przez ramię i wtrąca swoje, niekoniecznie potrzebne, zdanie, gdzie się da. W dodatku nie używa wołacza, lecz mniemam, że spowodowane jest to urazem z dzieciństwa.
- Nie przeginasz?
Niekiedy bywa impertynencka, jednak jest to część jej uroku. Słuchając jej, męczennik zapewnia sobie miejsce w Królestwie Niebieskim.
- SEBASTIAN!
Ponieważ jednak brak zajęcia prowokuje u niej to karygodne zachowanie, jakim jest, mało zresztą dyskretne, skradanie się za mną i podczytywanie…
- Dlaczego miałabym się skradać?
- Luno, czy znasz swój grafik na dzień dzisiejszy?
- Nie.
- Więc zajmijmy cię czymś.
***
[S]ebastian: Ile masz lat?
[L]una: Kobiet nie pyta się o wiek!
S (uśmiecha się i chwilę potem robi unik przed lecącym w jego stronę krzesłem): Kobiet owszem.
L: Ty łajzowaty samcze z…
S: Przejdźmy dalej. W jakim celu postanowiłaś obnażyć swoją głupotę na tym blogu? Czy jest to część twojego planu? Chcesz uśpić czujność czytelnika?
L: Eee…
S: Lubisz budyń?
L: Jaki to ma związek…
S: Jesteś mężatką?
L: SŁUCHAM?!
S: A masz chłopaka?
L: Co to w ogóle za pytania?
S: Jakiego szamponu używasz?
L: …eee…zielonego takiego…
S: Tyle ode mnie, teraz od kogoś z nadzwyczaj wąskiej grupy czytelników!
L: ...
S: Pierwsze kilka pytań od Ivoreny, inaczej panny Katarzyny: „dlaczego blog nazywa się tak, jak się nazywa”?
L: Bo to było pierwsze siedem słów, jakie przyszły mi do głowy.
S: Najwyraźniej droga Luna jest zbyt dumna, by przyznać, że nie ma przyjaciół.
L: Słucham?
S: Dlaczego tak dawno nie było nowej notki?
L: Jak to: dawno? Dopiero co była *przegląda kalendarz blogowy* eee…no faktycznie.
Nie wiem.
S: A wiesz, że nie masz kalendarza blogowego?
L: Masz tam takie pytanie?
S: Nieważne. Następne brzmi: „dlaczego nie kradniesz ode mnie Zero, skoro ja go kradnę od ciebie?”
L: Ekhem…wiesz…Sebastian…ja nie przypuszczałam, że ty…
S: To wciąż są pytania od Katarzyny.
L: Aha. Bo są wakacje. Ale ukradnę.
S: Bardzo logiczne. „Dlaczego poza moim nie ma na razie innego komentarza?”
L: Pewnie inni się boją.
S: Optymistka z ciebie *robi unik*. Pytanie piąte: „przepraszam, czy tu biją?”
L: Trochę *chowa siekierę za plecami*.
S: „Jakie pozytywne następstwa, według ciebie, przyniesie globalne ocieplenie?”
L: Yyy…nikt nie będzie straszył nas tym, że może nadejść?
S: „Czy Bieber jest kobietą?”
L: Jest.
S: „Dlaczego idąc ulicą w różowych rajstopach i krótkich spodenkach z obrzępanymi nogawkami stanowię obiekt nachalnych obserwacji?”
L: *trochę dziwnie patrzy na Sebastiana* Bo chodzi się chodnikiem.
S: „Czy kiedykolwiek spotkało cię coś takiego jak mnie w pytaniu wyżej?”
L: Właściwie, to cały czas. Pewnie dlatego, że zakładam glany bez względu na pogodę.
S: Naprawdę myślisz, że to przez glany?
L: A niby…eeej, tu nie ma takiego pytania!
S: I ostatnie od Katarzyny: „czy jeśli słucham piekielnego metalu, maluję paznokcie na jaskrawe kolory, czytam Harrego Pottera i lubię czarny, to znak, że coś się dzieje?”
L: Yyy… *patrzy na swoje paznokcie, nadmiar czerni w szafie, zbiór „Harry’ego Pottera” na półce i przycisza muzykę* …Sebastian ci odpowie…
S: *nastaje pełna napięcia cisza* Tak.
L: Na razie to chyba na tyle. Sebastian, a ty wiesz, że Kasia cię nie lubi?
S: Wiem.
L: o.O
S: Czytam komentarze na Monochromie.
L: Aha.
S: Następne kilka pytań od Roksany, która twierdzi, że nie potrafi zadawać pytań. Potwierdza to już pierwsze pytanie, będące bardziej rozkazem i brzmiące „PISZ! nakazuję Ci, dlaczego nie piszesz?”.
L: Sebastian, to nie jej wina, że…w sumie to jej wina. A odpowiem zaprzeczeniem, bo przecież piszę!
S: Tak, tak. „Gdzie masz swoje macki?”
L: Nie powiem!
S: „Skąd pomysł ‘wywiadu’?”
L: *zerka na Sebastiana i robi minę mordercy* z Niepokalanowa…
S: *z przerażeniem gapi się na następne pytanie* „śpię sobie spokojnie na mszy o 23.00 (jakieś dziwne coś odstawiali- ustawili się w kolejce i kładli ręce i całowali stół, eee no ten biały... ee.. ołtarz?!)” *Sebastian wali głową o szafę* „z głową na ławce na śpiewniki, a tu mnie laska szturcha i mówi: ‘Pamiętaj Bóg Cię kocha’” *po kolejnym uderzeniu z szafy prosto na głowę Sebastiana spadł młotek* „Więc ja się pytam: Co to ma być?”
L: To, że cię okłamała.
S: Pytanie ode mnie: co na twojej szafie robił młotek?
L: Chyba…leżał.
S: Nieważne. Następne pytanie: „dlaczego tatuś dał mi gumy w opakowaniu na leki na nadciśnienie”?
L: Bo to nie były gumy.
S: I ostatnie: „dlaczego zjadłaś orange?”
L: Eee…no, to trudne pytanie…więc…ekhem…yyy…ale jakby to…bo…no wiesz, kiedy ja nie…i nie chodzę przecież…a potem to…yyy…nie wiem :D
S: To było dziwne.
***
L: Sebastian, minęło prawie pół roku od ostatniego zdania. Weno coś powiedz.
S: Czytajcie Monochroma!
L: Właśnie!
S: I kupujcie pamiątki!
L: Ha!
S: Kupcie jej leki.
L: O.o
S: Dziękujemy za uwagę!
L: Lub jej brak!

Do svidaniya!

09. Fanaa Kira Demetria Mohlenaa poważnieje.

Był piękny, wrześniowy poranek. Dokładnie osiemnasta. Do przestronnej jadalni w posiadłości należącej (formalnie) do Przemka przylewitowała radośnie ćwierkająca postać o poplątanych, ognistorudych włosach. Odziana była w długą, staromodną koszulę nocną oraz czarne, skórzane skrzydła na gumce.
- Fanaa, skąd masz tę koszulę? – spytał uprzejmie gospodarz, popijając herbatę i ignorując drugi element stroju podopiecznej.
- Ciel mi pożyczył!
(Minę Ciela w tym momencie pozostawiam wyobraźni czytelnika.)
Przemek bez słowa podał Fanie śniadanie (pianki z piankami i herbata z Lidla. Zielona.), które specjalnie dla niej chronił własną piersią aż do teraz. Tak jest proszę państwa, to właśnie prawdziwa miłość. Chociaż w sumie to nie. Nieważne.
Gdy dziewoja zajęta była konsumpcją, Przemek przesłał Sebastianowi i Cielowi telepatyczne przeprosiny za nieupilnowanie jej. Atmosfera zagęściła się.
- Jak karmel! – zauważyła Fanaa.
Wszyscy spojrzeli na nią z niepokojem. Powiedzieć jej to?
Zaraz jednak niepokój się ulotnił, bo każdy z obecnych uświadomił sobie, że to i tak rola Przemka. W ostateczności Kaname lub Kurosakiego. Na wszelki wypadek jednak postanowili wyjść z pomieszczenia.
- Fanaa, czy pamiętasz naszą rozmowę na temat edukacji? Jak ważne jest, aby dziewczęta się kształciły?
- Coś w tym jest, faceci są za głupi – wtrąciła się Yuuki, która akurat weszła po coś do jadalni.
Przemek westchnął.
- Dziękuję ci, Yuuki. Wyjdź.
- Ooo, ooobraź się! – zapiała teatralnie wampirzyca i poszła sobie.
Pedagog kontynuował.
- Mam nadzieję, że nie jej rad będziesz słuchać na ścieżce edukacji. Masz wiele możliwości i nie jesteś ograniczona ani finansowo, ani…zdrowotnie – spojrzał na nią niepewnie – no, w każdym razie masz perfekcyjną opiekę. Wiedz, że jestem zawsze gotów ci pomóc, musisz tylko udowodnić, że chcesz. Zależy mi, abyś zdobyła wykształcenie, więc w sumie to nie musisz chcieć, bo i tak nie masz wyboru. Jest to jednak dla ciebie błogosławieństwo, że możesz się uczyć, i to w najlepszych szkołach, gdzie tylko zapragniesz. To fikcyjne opowiadanie, więc finanse, bariery językowe i kulturowe nie stoją na przeszkodzie. Z tego samego powodu również jestem pewien, że szkołę tę skończysz. Musisz tylko pójść do przodu. Zrozumiałaś, co mam na myśli?
Patrzył na nią wyczekująco. Ona na niego.
I tak przez dłuższą chwilę.
W końcu…
- Coś mówiłeś?
Rozmawiając z kimś innym zapewne cierpliwie powtórzyłby cały wykład.
Nie na darmo zwany był…
PEDAGOGIEM.
Ale teraz mu się nie chciało. Westchnął więc tylko i stwierdził:
- chcę cię posłać do liceum.
***
- TAAAATOOOO, JA NIE CHCĘ DO LICEUUUUM!
- Stul pysk, nie jestem twoim ojcem!
Taką to scenkę obserwowali Fanaa, Przemek, Kaname, Dyrcio Cross i Kurosaki stojąc przed bramą nowej szkoły Mohleny.
- Biedne dziecko – stwierdził Dyrcio.
- Biedny rodzic – stwierdził Przemek.
- Haha, ale ułom – ucieszyła się Fanaa.
Wszyscy spojrzeli na nią.
Jak one szybko rosną.
Kaname, jako najbardziej emocjonalnie z dziewoją związany, wzruszony wręczył jej liścik i zapłakany uciekł rozwalać pionki.
Treść listu była następująca:
 „Fanaa, to bardzo ważny dzień w twoim życiu. Pamiętaj, to nie jest Akademia Cross, nie uczę tu choć to się da załatwić, nie masz pod nosem swojego pokoju w sumie i tak zawsze spałaś u mnie, lekcje odbywają się w dzień i nie wolno ci uciekać z nich z wrzaskiem, przeklinać, kraść sprzętów ani dyskutować z nauczycielami, inaczej cię wyrzucą aczkolwiek łapówka mogłaby to załatwić. Poza tym musisz dojeżdżać do tej szkoły, nie masz lekcji na miejscu, więc wstawać będziesz nieco wcześniej przeprowadźmy się! i nie możesz latać do nas z każdą błahostką, bo nie będzie nas, jak zwykle, na miejscu przynajmniej ich, ja będę koczował pod szkołą.”
Liścik przeczytał Kurosaki, bo Fanaa natychmiast po otrzymaniu koperty wyrzuciła ją za siebie i pobiegła zbadać każdy centymetr nowej szkoły.
- Biedak, bardzo to przeżywa – stwierdził Przemek beznamiętnie.
- Taa. Chodź sprawdzić, czy jest tu gdzieś monopolowy – poparł go Kurosaki, gniotąc kartkę i rzucając za płot.
- Dobra.
Dyrcio został sam. Był skonfundowany. Nigdy nie widział Kaname okazującego uczucia w ten sposób.
W końcu postanowił wrócić Dyrciomobilem do domu i sobie coś ugotować.
***
Tymczasem przed monopolowym…
- Ale fajnie, ale blisko, będę miał gdzie siedzieć, jak mnie wezwą do dyrektora! – Cieszył się Kurosaki.
- Przykro mi, ale to mnie będą wzywać!
- Dlaczego niby ciebie?!
- Bo to ja zawsze za nią łażę, od moich działań rozpoczęło się to opowiadanie i w ogóle jestem najważniejszy!
- Guzik prawda, patrz jakieś dwadzieścia jeden zdań do tyłu!
- „Jak one szybko rosną”?
- Nijeee, to pod tym.
Przemek przeczytał „Kaname, jako najbardziej emocjonalnie z dziewoją związany…”.
- Och.
Posłał mordercze spojrzenie Autorce.
- No co? – spytała wojowniczo Autorka.
- Nic, nic.
Zapadła cisza. Na jakieś trzy sekundy.
- Ale i tak to ja jestem dla niej najważniejszy.
- Jak chcesz – stwierdził Kurosaki wyciągając skądś wódkę i idąc w stronę krzaków.
Przemek postanowił poszukać podopiecznej i uregulować należność za ewentualne szkody, które prawdopodobnie zdążyła już spowodować.
Znalazł ją w łazience. Wyglądała na oszołomioną.
- Fanaa, jak długo tu jesteś?
- Pieprzyć to, patrz! TU SĄ ZASUWKI W DRZWIACH!
- Rozumiem.
- Hahaha, zasuwki, prawdziwe, kurwa, zasuwki! ZASUWKI W DRZWIACH W KIBLU! To znaczy, drzwi się zamykają! HAHAHA! ZAAASUUUWKIIII! Jeeeaa, zasuwki!
Postanowił to przeczekać.
Po chwili spojrzała na niego.
- To damska toaleta – stwierdziła radośnie.
- Nie mam nic przeciwko.
- Acha. Chodź! – z psychopatycznym rechotem chwyciła go za przegub i pobiegła przed siebie. Przemknęli przez sześć korytarzy, nieskończoną ilość schodów, szatnię, podziemny schron dla podróżników z przyszłości, bufet i ołtarz ofiarny. W końcu Przemek zatrzymał się, zmuszając do tego także Fanę.
- Fanaa, gdzie mnie prowadzisz? – Zapytał spokojnie.
- Yyy…nie wiem.
Za nimi na ołtarzu zapaliło się kilka świec.
- Skoro tak, ja zacznę. Mam prośbę do ciebie.
W migotliwym świetle niewiadomojak ukazała się mroczna postać. Skąd się wzięła? Pewnie znikąd.
- Wal!
Postać walnęła w ołtarz toporem. Raz.
- Musisz…
Drugi.
- Stać się…
Jeb. Trzeci.
Przemek nie wytrzymał.
- Cholera jasna, kto tak hałasuje?! – Oburzył się, wyjmując papierosa i zapalając go od jednej ze świec.
- COŚ CI NIE PASUJE?! PADNIJ! – wrzasnęła postać i poleciała serią z ckm-u po bolszewikach.
- Nie, nie, nie, to jest polska szkoła, skąd tu, do pasteli świętej, bolszewicy? – spytał ktoś z widowni. Na temat ckm-u postanowili milczeć.
- Odreagowuję po „Bitwie Warszawskiej” – odpowiedziała Autorka, wzdrygając się.
Przemek posłał jej współczujące spojrzenie (na więcej się nie odważył).
- Aż tak zły film?
Wybuchnęła płaczem.
- NIGDY NA NIEGO NIE IDŹ!!! A Natasza Urbańska…nijeee… - reszta słów zatopiła się w pełnym pasji i przesyconym rozpaczą szlochu.
- Nie oglądam filmów wojennych, NIE MUSZĘ! – Oznajmił z dumą Zero, bo on to krył się pod wcześniejszym aliasem „mrocznej postaci”
- Tak, tak, rozumiem. Ale co do akcji ma ckm, bolszewicy i Zero? Czy to nie była przełomowa scena? Czy nie mieliśmy skupić się na niej? – Negocjował Przemek.
Autorka wytarła łzy w rękaw Zera.
- Z-zero będzie tu u-uczył plastyki…ale ma-masz racj-ę…
Skinęła dłonią i zaraz Fanaa oraz Przemek znaleźli się na kwiecistej łące, po której biegały zajączki, króliczki, sarenki, słonie, pandy i jednorożce. Wokoło kwitły baobaby a nad nimi rozpinała się tęcza, będąca w tej chwili bardziej niż zwykle symbolem homoseksualizmu.
- Eee…to co chcesz? – Spytała Fanaa i przyrąbała z glana jakiemuś krasnoludkowi, który próbował wcisnąć jej bukiet stokrotek.
- Jak już mówiłem, mam prośbę.
- Taa, to pamiętam.
- W liceum zaczynasz z czystą kartą, co przynosi zarówno plusy, jak i minusy. Nikt nie będzie traktował cię pobłażliwie, a ludzie tutaj nie są przyzwyczajeni do twojej…samowoli.
- Oj.
- Dlatego właśnie…
Fanaa wstrzymała oddech.
- niechętnie ci to mówię, ale…
Fanaa zaczęła sinieć.
- musisz…
Fanaa się dusiła.
- spoważnieć.
Dziewczyna zaczęła kaszleć, znów radośnie witając tlen w swych drogach oddechowych.
- Tylko tyle?
- A czego się spodziewałaś?
- Nie wiem.
Przemek westchnął. Trudno było mu pożegnać dawną Fanę. Chodź świadomość, że już nie wyląduje przez nią w szpitalu, była całkiem miła.
- To jak?
- No dobra. Mogę spoważnieć. Przepraszam, jeżeli swoim, subtelnie mówiąc, swobodnym zachowaniem, przysporzyłam kłopotu komukolwiek. Mam nadzieję, iż zasługuję na twe wybaczenie. Ale i tak nie będę się uczyć.
Przemek zamrugał. Łatwo poszło.

Masakra Hellconowa I

W związku z akcją "Zabierz Fanę na Hellcon" albo raczej "Daj Jej Jechać Samej" biedna Ja postanowiłam wygrać wejściówki na wyżej wspomniany konwent. W tymże celu napisałam to coś zaprezentowane poniżej. Oczywiście szans na wygraną to to nie miało, więc też i nie wygrało, ale przynajmniej było śmiesznie. No i o konkursie dowiedziałam się trzy godziny przed upłynięciem terminu nadsyłania prac, nawet taki geniusz jak ja...
...nie no, szczerze, to zawaliłam : D
Jest to pierwsze z dwóch opowiadań łannszotowych nawiązujących do Hellconu. Drugiego nie pisałam na konkurs, ale też było fajnie. Tutaj można znaleźć zarówno to opowiadanie, jak i objaśnienia. Łanszoty są takie psychodeliczne.
Odcinek wywiadowy się tworzy, wciąż czekam, aż więcej osób napisze pytania. Ach, presja, wiem, że miło.
W ogóle to zalogowałam się po to, żeby sprawdzić, czy jeszcze mi nie skasowali konta albo coś. A kiedy już się zalogowałam, stwierdziłam, że mogę coś wstawić.
Buhahaha.
I voila!

***

Było zimno. Mróz. Zima. Dokładnie listopad, ale co z tego. W obliczu zagrożenia nie myśli się o kalendarzu. A zagrożenie było, i to bliskie. Zagrożenie katarem. Zamarznięciem. Zaczekaniem się na śmierć. Fanaa zakręciła się parę razy wokół siebie, klasnęła dwukrotnie i kucnęła, obejmując ciało rękami. Działania te miały na celu autorozgrzanie oraz zatrzymanie ciepła najdłużej, jak to możliwe. Przy takiej pogodzie powinno być to logiczne, jednak dla niektórych nie było. Konkretnie dla wszystkich czekających na pociąg wraz z Faną. Bardzo powoli odsuwali się od niej, aż w końcu niedoszli pasażerowie podzielili się na dwie grupy – Fanę i Resztę Ludzi. Przeklinając punktualność pociągów w jej kraju, Fanaa wyjęła z plecaka odtwarzać mp3 i zaczęła słuchać sobie muzyki przy maksymalnej głośności. Reszta Ludzi obrzuciła ją spojrzeniami. W odpowiedzi dziewoja obrzuciła spojrzeniem Resztę Ludzi. Nie widziała sensu w tej zabawie, ale nudziło jej się. Zresztą nie widziała sensu w wielu rzeczach. W końcu nadjechał pociąg.
***
Dworzec Centralny w Warszawie był zatłoczony, lekko nadpsuty i zewsząd radośnie mrugał podświetlanymi reklamami hot-dogów i coca-coli. Och, ten warszawski urok. Fanaa radośnie ruszyła w stronę celu swojej podróży. W stronę Miejsca Konwentu.
Zbliżając się do pierwszych pasów zauważyła, że zielone światło mruga ostrzegawczo. Przyspieszyła i wbiegła na jezdnię w momencie, gdy wszystkie samochody ruszyły. Jednego z nich nie udało jej się wyminąć, w skutek czego prawie zginęła pod kołami.
-Hej, uważaj! – wydarł się jakiś dzieciak z opaską na oku, klęczący na siedzeniu pasażera i najwyraźniej usiłujący wypaść przez okno samochodu.
-Paniczu, usiądź, jak przystoi. I nie wychylaj się tak. Zrobisz sobie krzywdę. –stwierdził beznamiętnie kierowca samochodu.
-Zamknij się.
Zza pojazdu rozległy się gniewne trąbienia i kierowca spokojnie ruszył. Wydarzenie to Fanaa postanowiła zignorować.
Na przystanku tramwajowym zauważyła pewnego dziwnego osobnika. Miał potargane, czarne włosy i ciemne cienie pod niepokojąco szeroko otwartymi oczami. Nie wyglądał na zmarzniętego, choć ubrany był tylko w luźny, biały sweter i jeansy. Wyróżniał się, bo siedział skulony, z nogami nasiedzeniu, i pożerał jakieś ciastka. Poza tym był Azjatą, ale co to zawyjątkowość w Warszawie. Gapiła się na niego, aż nie odwrócił wzroku i niezaczął również gapić się na nią. Gapili się na siebie, aż nadjechał tramwaj.Fanaa wsiadła do niego i energicznie zajęła miejsce. Za nią w swój specyficzny sposób usiadło indywiduum z przystanku. Przez jakieś trzy minuty chrupało w ciszy swoje ciastka. W końcu pożarło ostatnie i odezwało się:
-Nie skasowałaś biletu.
-Hę? – elokwentnie zripostowała dziewczyna.
-To przestępstwo. Poniesiesz karę. – Mówiąc to wyjął skądś jeszcze jedną torbę ciastek oraz kajdanki. Zanim zdążyła zareagować zatrzasnął jedną z bransolet wokół jej nadgarstka, drugą wokół swojego.
-Ciastko? – Zaproponował spokojnie.
Otworzyła usta, ażeby poczęstować chłopaka swoim niezbyt przychylnym zdaniem na temat ciastek, kajdanek i jego samego, ale nie wyszło jej, ponieważ tramwaj zatrzymał się i pożeracz ciastek wysiadł, mimo wyraźnych protestów ciągnąc ją za sobą. Drogę zastąpił im wysoki, ubrany na czarno brunet. Uprzejmym spojrzeniem zmierzył Fanę i zwrócił się do chłopca z opaską na oku, stojącego obok.
-To ona.
-Sebastianie, to rozkaz, wyeliminuj ją.
-SŁUCHAM?!
-To ja ją złapałem, kiedy jechała tramwajem na gapę. Sam wymierzę sprawiedliwość– wtrącił się Biały Sweterek.
-O co wam…
-Prawie wpadła nam pod koła, czym zdenerwowała mojego panicza – stwierdził pogodnie towarzysz nieletniego pirata – muszę postąpić zgodnie z jego życzeniem.
-Rozkazem – mruknął panicz.
Fanaa tymczasem próbowała rozwalić kajdanki o wiatę przystanku.
-To daremne, są dość mocne, wiesz? Zostało ostatnie ciastko, na pewno nie chcesz?
-Może bardziej jej pilnuj? – stwierdziła długowłosa dziewczynka u falbaniastej sukience, która pojawiła się niewiadomoskąd.
-Przecież jest do mnie przykuta kajdankami, nie muszę jej bardziej pilnować.
Fanaa w akcie desperacji zaczęła gryźć łańcuch.
-Victorique, nie możesz palić fajki w tym wieku – upomniał dziewczynę uprzejmie mężczyzna nazwany Sebastianem.
-Aaa, wal się – mruknęła dziewczynka.
Fanaa wydała z siebie coś na pograniczu jęku i warknięcia.
-BOŻE! JA CHCIAŁAM TYLKO JECHAĆ NA KONWENT!
-Hellcon? – zainteresował się Biały Sweterek.
-Wierzysz w Boga? – zainteresował się Sebastian.
- Hellcon odbył się miesiąc temu. – stwierdziła spokojnie Victorique.
Tak oto skończyła się przygoda Fany z najstraszniejszym konwentem w historii.
A później się obudziła. Ze świadomością, że nadal jest wrzesień.
Koniec.

08. Fanaa Kira Demetria Mohlenaa i nowa placówka edukacyjna

Przemek i Fanaa mieli wielki problem, albowiem żaden dyrektor nie chciał rudego narzędzia zagłady w zarządzanej przez siebie placówce edukacyjnej. Nie wiedzieli, co z tym zrobić,więc nie robili nic. A kiedy postanowili jednak coś zrobić, uporali się z tym dość szybko.
- Chodźmy do kina! –wrzasnęła rozpromieniona Fanaa.
- Dobra.
I na tym skończyło się szukanie szkoły. Zresztą, na co dziś komu edukacja.
***
Do kina jednak nie poszli, bo po drodze Fanaa zgubiła się w lesie (mimo, że jechali razem limuzyną) i Przemek po chwili wewnętrznej walki postanowił jej poszukać. Znalazł ją zaraz na drzewie oglądającą wiadomości.
- „Yakuza pod groźbą zabrania nam wszystkich szczotek ryżowych kazała przekazać do wiadomości publicznej informację o treści 'miejcie się na baczności, bo moi ludzie są u was i wkrótce zabiorą się do waszego kefiru'. Nasi specjaliści już pracują nad złamaniem tajemniczego szyfru. Zaufane źródło podaje nam, że może chodzić o kefir.”
- Fanaa.
- SIEEEMA! Co tam u cieeeebiee, ciemnowłosy księże?
- Nie jestem księdzem.
Ale Fanaa już go nie słuchała, bo tańczyła na drzewie oberka ubrana w, nie wiedzieć czemu, worek na ziemniaki.
-Chcę-do-stać-kar-to-fla! TERAZ!
- AAAAA!
Jeśli dotarłeś/łaś do tego momentu, gratuluję. Nawet to opowiadanie nie może być aż tak absurdalne, więc przejdźmy do wyjaśnienia:
Aidou usiadł, przeciągnął się i, zastanawiając się, czemu śniło mu się bycie Przemkiem,  wyszedł ze skrzyni na drewno, gdzie spał.
Dziś był wielki dzień.
Dziś wszyscy mieli rozpocząć edukację w szkole Autorki.
***
- Właściwie, to my przecież już skończyliśmy…
- ALE MOJA SZKOŁA JEST INNA, NIEWYŻYTY ARBUZIE! NAWET NIE WIESZ, JAK TUTAJ SKOPIĄ CI TWÓJ  AMERYKAŃSKI TYŁEK!
Aidou: …
Przemek: Oni są z Japonii.
- WSZYSTKO JEDNO! CICHO! MYŚLĘ!
Wszyscy umilkli, by nie przerywać tej niemalże historycznej chwili. Chwili, bo i tak zaraz wjebała się Fanaa.
- Hehee, twój nauczyciel od niemieckiego ma zieloną plamę na spodniach!
- Prawda? – ucieszyła się Autorka, bo to ona właśnie przed chwilą tak przyjemnie polemizowała z Przemkiem. Było to dość niezrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że gdyby uwagę tę rzucił ktokolwiek inny, już nie miałby głowy, ale nieważne.
Nagle na horyzoncie pojawił się wyżej wspomniany nauczyciel.
- A co wy tu robicie? Ty – zwrócił się do Autorki uzewnętrzniając swoje zwykłe samozadowolenie - masz egzamin z niemieckiego. Od godziny. A reszta…uczycie się tu w ogóle?
Było to pytanie niewłaściwe, ponieważ:
- Fanaa, Ciel i wampiry nadal miały na sobie białe mundurki Akademii.
- Przemek i Sebastian raczej nie wyglądali na uczniów.
- Kurosaki wciąż był ubrany jak woźny i na dodatek robił kółka na miotle.
Tylko głaz zachował pełne godności milczenie.
- Yyy…nie. – Odpowiedział w końcu Aidou, jak zwykle błyskając elokwencją.
- Nieważne. – Skwitował Pan Od Niemieckiego i zwrócił się do autorki – wypluj gumę. I stawiam ci zero na tysiąc (albowiem systemem punktowym przedmiot oceniany był).
- I ja cię kocham, pyszczku! – Krzyknęła autorka za odchodzącym nauczycielem.
Wszyscy postanowili zignorować tę scenę i udali się na poszukiwanie sekretariatu, co było czynnością wręcz syzyfową, albowiem nikt jeszcze w historii tej szkoły do Sekretariatu Tajemnic nie trafił. Krążyły legendy, że Dziedzic Dietera otworzył go kiedyś, co doprowadziło do śmierci woźnego. Czy to prawda? Czy Kurosaki powinien czuć się zagrożony? O tym w następnym odcinku.
Albo nie. Teraz.
Posługując się swą nadzwyczajną przebiegłością i inteligencją, Przemysław odnalazł sekretariat. Po dwóch minutach. Okazało się bowiem, że problemem jest nie tyle samo odnalezienie Sekretariatu (choć był, nie wiedzieć czemu, trzy piętra pod ziemią), ile dostanie się do niego. Wrót strzegły bowiem Złe Fotele Zóa. Nieszczęśnicy, którzy skusili się na zajęcie w nich miejsca, byli zgubieni. Nie mijała chwila, jak przed Sekretariat wtaczał się niebieski, włochaty stwór (pan konserwator/woźny) i grzmiącym głosem oznajmiał „TO SĄ FOTELE DLA INTERESANTÓW!” tym samym przeganiając śmiałków. Tutaj wyjaśnia się kolejna zagadka – legendarny woźny nie został zabity, tylko wpadł w depresję z powodu cen alkoholu i zszedł do podziemi. Dosłownie.
Wracając do akcji: Przemek z powagą zapukał w czarne wrota z napisem „H3h ja Di3t3rR, Był3mM tó.!L0fFc@n3 p0zZdr0Fi0nq@ füR m@j Dzi3dZicC.!”. Ze wszystkich sił starał się nie zważać na tłoczące się za nim wampiry, szatany, demony, detektywów i Fanę (to ostatnie było najtrudniejsze zważywszy na fakt, że siedziała mu na głowie). Ponieważ nikt nie odpowiedział na pukanie, Przemek powoli uchylił drzwi…
- Co się pchasz, pacanie? Puka się chyba! – powitał go jakże dźwięczny głosik Pani z Sekretariatu.
- Dzień dobry szanownej pani. – Przemek zdecydował się pokazać dobre maniery.
- Czego?! – zrewanżowała się urocza istota.
- Wraz ze mną przybyło dziewięcioro uczniów zainteresowanych tąże placówką, a zwą się…
- Zaczekaj pan! Nie tak prędko! A świadectwa? Legitymacje? Nie tak łatwo się tu dostać!
- Bo jest zajebiście! – potwierdziła Autorka, która miała już w zwyczaju być wszędzie.
Przemek pokiwał głową ze zrozumieniem. Następnie wyprosił wszystkich z gabinetu.
Nazajutrz wszyscy nieletni byli uczniami Szkoły Autorki. Przemek, Sebastian, Kaname, Zero i Kurosaki zaś pozostali maskując się w rolach nauczycieli. I co z tego, że nagle dziewięć osób naraz wcisnęło się do i tak przepełnionej klasy Autorki, oraz że szkoła wcale nie potrzebowała pięciu nowych nauczycieli. Władza robi swoje.
Przemek uczył historii („NIE OBCHODZI MNIE TO, ŻE SKOŃCZYLIŚCIE PRZERABIAĆ RZĄDY STANISŁAWA AUGUSTA PONIATOWSKIEGO WCZORAJ, WY NIEGODNE PSY!”), Sebastian fizyki („Jestem tylko lokajem. Co by było, gdybym nie potrafił zrobić nawet tego? A wy co? A WŁAŚNIE, ŻE NICZEGO NIE BĘDĘ POWTARZAŁ!”) Kaname muzyki („A dziś nauczymy się grać„Kaname Kuran’s Theme” na swoich włosach! Jak to: jesteś łysy?”) Zero WF-u („Ja pierdolę, jak to nie uczyliście się chodzenia po minach?!”) a Kurosaki, i tutaj najciekawsze, higieny. Przedmiot stworzony specjalnie dla niego (Ach, inicjatywo Przemkowa!). Polegał na tym, że Kurosaki szedł sobie na piwo, a uczniowie sprzątali szkołę.
Pozostał problem noclegów. To znaczy, pozostał na niedługo, bowiem nasza urocza grupka wyjebała jakichś ludzi z siedemnastopokojowego domu z ogrodem, basenem i salą tortur. I mieszkali sobie w nim jak jedna, wielka rodzina. Przygarnęli nawet psa. A może to był Aidou. Nieważne. 
CDN.

07. Odcinek świąteczny, albowiem siódemka jest cyfrą wszechmocną.

z.1.
Czyli jak wieszak na ubrania może zepsuć Święta.
Nastał czas świąteczny. Wszyscy zacieszali niezmiernie, bo myśleli, że coś dostaną w Wigilię. Fanaa przebywała wraz ze śpiącym Shiki’m (trzymał jej smycz) w przystrojonym za pomocą markera („Wesołyh Świąt rzale.!” >>Aidou<<) holu i właśnie kończyła ubierać choinkę w kolorowe łańcuchy z ołowiu, kiedy ze schodów majestatycznie spadł Przemek, żeby zwolnić modela z warty.
- Cześć! Ładna choinka?!
- Fanaa.
- Co?
- To wieszak na ubrania.
- Wygląda jak choinka.
- …
- Czemu leżysz na ziemi? – po chwili milczenia zapytała z uprzejmym zainteresowaniem Mohlenaa.
- Bo upadłem.
- Doprawdy. (Yuuki od miesiąca dawała jej lekcje dyplomacji.)
I Fanaa wróciła do wcześniejszego zajęcia. Niestety jej wrodzona koordynacja sprawiła, że próbując wcisnąć gwiazdę na kolisty czubek wieszaka dziewczyna straciła równowagę i pierdolnęła w tenże, a on z hukiem uderzył w ziemię, a właściwie w Przemka. Nieszczęsny nauczyciel oberwał ołowianą kulą (>>łańcuch świąteczny<<) w potylicę.
Ponieważ po wielkim huku, wywołanym chwilę przedtem, w holu zapanowała niepokojąca cisza, zaraz zaczęli schodzić się uczniowie, personel i dzieci Brangeliny, a zaraz po nich wkroczył Kaname.
Najpierw zobaczyli Dziecko Lidla.
- Co zrobiłaś, Fanaa?– zapytał Kuran, w myślach dodając „Jestem zajebisty”.
- Nie jesteś.
- Co?
- Nie jesteś zajebisty.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
- Czytasz w myślach?– odezwał się w końcu Kaname.
- Nie.
Czysto krwisty zapewne drążyłby dalej ten temat, ale w tej chwili z tłumu wyszedł Sebastian. Bez słowa pomógł Fanie wstać, po czym z przezorności przekazał jej rękę Kuranowi (mieli taką zasadę, żeby nie zostawiać jej bez opieki). Następnie podniósł wieszak/choinkę i kucnął przy Przemku. Gdy uznał, że ten jest żywy, położył jego ramię na swoich plecach i dźwignął go na nogi (Fanaa w tym czasie uciekła na sufit i upiekła szarlotkę).
- Przyjac’elu dobry…ledwo tzszymam się na nogach!
- Niedobrze…cytuje Stanisława Augusta Poniatowskiego z „Termopili Polskich”. – ocenił sytuację Sebastian..

Cz.2.
Dies Irae
- To straszne, że Przemek w Wigilię leży w szpitalu. – stwierdziła Fanaa dnia dwudziestego czwartego grudnia anno Domini 2010.
Wszyscy postanowili przemilczeć to, że trafił tam z jej winy.
- Ale to tylko wstrząs mózgu i pęknięcie czaszki – pocieszyła dziewczę Yuuki – chcesz zapalić?
Kurosaki rzucił w nią morderczym spojrzeniem, które odbiło się od ściany i trafiło Aidou w oko.
- To już dwóch mniej.– zauważyła Rima.
- Jestem głodny. –zauważył Shiki.
Towarzystwo ożywił nieco Sebastian, który przyniósł Cielowi herbatę (ignorując fakt, że był środek lekcji)
- Nie myślicie, że powinniśmy odwiedzić Przemysława w szpitalu?
Nastąpiła chwila pełnego konsternacji milczenia.
- Nie. – zadecydowała Fanaa, kiedy kilka osób nie wytrzymało napięcia i zaczęło chrapać.
- Proszę pana! – odezwał się znudzony Light.
- Czego?! – warknął Zero (który musiał wrócić od Kasi i zastąpić Przemka, bo dyrektor nie chciał Kurana wykładającego więcej, niż jeden przedmiot) zajęty tłumaczeniem różnic psychicznych między płciami („Kobiety są pojebane! Wiecie, co Kaśka zrobiła?! Ona ma dwa demony w domu, rozumiecie?! Nigdy, przenigdy nie wpuszczajcie kobiet do kuchni, bo zrobią bigos! BIGOS, ROZUMIECIE?! A tamta, co tam siedzi, tak, do ciebie mówię, kulo śniegu, latała za mną cztery lata i robiła „Zieroł!”! Nosz to jest jakaś zaraza!
…TY TAM Z TYŁU, CO WIDZISZ W TYM ZABAWNEGO? <strzał>”).
- Dlaczego mamy lekcje w Wigilię?
- Stul pysk, bo skończysz jak ten za tobą!
- Kiriyu-sama, z całym szacunkiem, ale to była miotła Kurosakiego. – sprostował Sebastian.
- Czasem chichocze, jak jej się nudzi – objaśnił pospiesznie Kurosaki.
- Morda wszyscy! – uspokoił klasę Zero i już miał wrócić do wykładu, kiedy dotarło do niego, że nie pamięta, o czym mówił - …eee…ten…CZOŁGAMY SIĘ DO WYJŚCIA! TERAZ! NIEMCY NAS OSTRZELIWUJĄ!!! AGHR!
- Niemcy? Czy on nie był w Afganistanie?
- Ty z notesem! Sto pompek! Za brak dyscypliny! Jesteś pod ostrzałem, cioto!!!
Light mógł znieść wiele, ale nie obelgę. W przypływie niepohamowanej złości podniósł jakiś długopis i w swoim Słit Nołcie (>>bezcześcimy<<), z użyciem romaji, zapisał dwa słowa:
KIRIYU ZERO.
Sala zamarła. Ciszę przecinał tylko wariacki śmiech Fany, która turlała się po suficie.
Zero zamrugał: raz, potem dwa razy. Spodobało mu się, więc mrugnął po raz trzeci. Zabawa jednak szybko mu się znudziła, a wszyscy patrzyli na niego przerażeni, więc spytał:
- Co?
Raito zawył z bezsilności. Potem się wywalił. Potem stoczył się ze schodów i uderzył w biurko nauczyciela. Kiedy z oczu i nosa zaczęła toczyć mu się piana, a z uszu sok pomarańczowy, postanowiono coś z tym zrobić. Zaraz jednak zadzwonił dzwonek na przerwę, więc wszyscy, włączając w to Fanę i niosącego ją na plecach Kurosakiego, poszli na obiad. Po jakimś czasie również Kira postanowił przywołać się do porządku, albowiem Bóg Nowego Świata też musi posiadać trochę samodyscypliny.
- Nie…nie daruję im! NIE! NIGDY! JESTEM KIRA! JESTEM BOGIEM NOWEGO ŚWIATA!!! I MAM DŁUGOPIS Z MISIEM! NIKT MNIE NIE POKONA! BUAHAHAHA!!!
- Cześć, Light-kun. – powitał go Ryuuzaki, który wszedł do klasy w tłumie wracającym na lekcję z Kuranem – dlaczego mówisz do siebie?
- GIŃCIE!!!
- Aha.
Light już chciał zrealizować swój misterny, szatański plan (czyt. zajebać wszystkich), kiedy zorientował się, że nigdzie nie ma jego notesu. Utrzymując majestatyczny chód oraz minę Pana Zóo poszedł go szukać. Nagle dostrzegł, że nad JEGO skarbem pochyla się mała, ruda dziewczynka i JEGO długopisem kaligrafuje „dafnia dafnia dafnia kura mumin i hatifnat”.
-AAAAGHRRFGHASHRGHAAAR!!!!!!!
- O, krztusi się – zauważyła Rima – Shiki, chcesz cukierka?
- Fanaa, zdenerwowałaś Kirę – objaśnił Sebastian zdziwionej Mohlenie.
- Aha, wiedziałem, że to Kira. – stwierdził L – teraz poniesie karę śmierci. Fanaa, oddaj moje ciacho.
- Nieeeee…
Light tymczasem gryzł schody.
- Yagami-kun, nie ma sensu się sprzeczać…bądź mądrzejszy…po prostu oddaj jej ten zeszyt, niech sobie rysuje, przecież wiesz, że musi poprawić pismo… – tłumaczył Kirze Kuran, który przyszedł na lekcje jakieś dwadzieścia minut temu, ale ponieważ nikt nie zwrócił na to uwagi, postanowił włączyć się do dyskusji.
- Głupcy! Niczego nie rozumiecie! Złóżcie mi pokłon, a oszczędzę was!
- Jestem pelikanem! – stwierdziła Fanaa, stanąwszy na jednej nodze.
Chwilę później spod Akademii odjeżdżała furgonetka z napisem „Zakład dla umysłowo chorych im. Św. Kiry”. I nie, to nie Fanę zabrali.
- Super, i teraz ja będę musiał to wszystko sprzątać... – stwierdził Kurosaki zapalając papierosa.
- Nie peniaj ziomie, zawsze może być jeszcze gorzej! – pocieszyła go Yuuki. – a w ogóle, to mam pytanie.
- Wal.
- Dlaczego ona nas szpieguje?
- Fanaa? Nie wiem… może jej się nudzi…
- Co się stało? – warknęła wampirzyca troskliwie, wyciągając Fanę z krzaków.
- Nie wiem.
- Tęsknisz za Przemkiem?
- Yyyy…nie.
Nagle podszedł do nich L, wpieprzając czekoladę.
- Jest Wigilia. –Poinformował.
- Tyy, rzeczywiście.
Wszyscy ruszyli więc jak jeden mąż w stronę szkoły, gdzie po zakończeniu lekcji uczta wigilijna trwała w najlepsze, mimo nieobecności Przemka, Lighta i Aidou (>>oko<<).

 Cz. 3
Katharsis.
Nastał 31 grudnia. Przemek i Aidou wrócili już ze szpitala, a od Lighta w odpowiedzi na wysłane przez dyrektora kwiaty dostali świąteczną kartkę z krwawoczerwonym napisem „dopande waz wy p” (najwyraźniej zabrano mu kredkę, nim skończył)
Kurosaki z całej siły jebnął we wrota Akademii.
- To jest ciężkie, zasrańce!
Kogoś mogłoby dziwić to, że wszyscy, którzy go usłyszeli, od razu pobiegli mu na pomoc, gdyby nie świadomość o zawartości siatek, które przytargał. Wystarczy spojrzeć na datę, żeby zorientować się, jaka była…
- SOCZEEEK! – wrzasnęła Fanaa i rzuciła się na woźnego.
- To jest zielona herbata, bachorze.
Fanaa zrobiła „:3”, więc Tasuku postanowił zostawić ją na razie w spokoju.
- No, to możemy witać Nowy Rok.
- Herbatą?
- Ludzie kulturalni potrafią bawić się bez alkoholu. – oznajmił urażony Kaname.
- Z HERBATĄ?!
- Ja tylko wypełniłem polecenie – usprawiedliwił się Kurosaki – ale dla siebie też coś kupiłem. – dodał z iście szatańskim błyskiem w oku.
- Krakersy? – chciała wiedzieć Fanaa, ale nikt jej nie odpowiedział.
***
W składziku Kurosakiego zgromadziło się za dużo osób, więc imprezę postanowili przenieść do Księżycowego Akademika. Właściwie zaczęło się tylko od Tasuku, ale zaraz przyszła Fanaa, która się zgubiła. Chwilę po tym usłyszeli pukanie i w uchylonych drzwiach zobaczyli Zero i stojącą za nim Yuuki.
- Słyszeliśmy, że macie wódkę.
Zaraz po nich przyszedł Przemek.
- Fanaa, wszędzie cię szukałem, nie pij z nimi.
Następnie pojawił się L:
- Jedzenijeeee!
Potem do kanciapy zwaliły się wszystkie wampiry z klasy nocnej, bo z Kuranem i Dyrciem było nudno.
Na koniec przyszli Ciel i Sebastian, bo młody Phantomhive był przerażony perspektywą picia herbaty z butelki.
Zrobiło się troszkę ciasno. Mohlenaa weszła na sufit i pomyślała (!) chwilę.
- To Kuran i Dyrcio są tam sami?
- Szliszznie, Fanaa! – Zadowolony (pijany) Przemek rzucił jej (w nią) cukierkiem.
- Do Ksienszycofwego (hik!) Akatemiga! – zarządziła Yuuki i tłum rzucił się do wyjścia. Operacja ta nie obyła się bez ofiar, bo drzwi były trochę wąskie, ale i tak wszyscy się cieszyli.
***
Na pięć minut przed północą całe towarzystwo było już dawno pijane. Całe, poza, rzecz jasna, Faną i Cielem, bo byli nieletni itd… No dobra, serio całe, z tym, że Fanaa zachowywała się jak zwykle. Nie można było jednak powiedzieć tego o Kurosakim, który tańczył ze swoją miotłą, Sebastianie wbijającym widelce w wieszak na ubrania, czy Kaname, który siedział w kącie odgrywając z Aidou scenkę yaoi i Yuuki nagrywającej ich z zamiarem umieszczenia tego na YouTube. Nagle jednak wszyscy przerwali swoje zajęcia i zwrócili uwagę na coś naprawdę, naprawdę dziwnego.
Przemek, z rozpiętą do połowy koszulą i włosami opadającymi na twarz wyciągnął Fanę na środek parkietu i wrzasnął:
- Tzszeba się…bafwić, Achil’esje!
Wszyscy zamilkli.
- O nyije…on snowfu to rrobi… - jęknął przerażony Sebastian.
Wszyscy nadal milczeli.
- Fano Kiro Dimitrio Mohleno (tutaj jakimś cudem nie przekręcił ani słowa) czszy wyjdziesz (hik!) zsa mnije?!
Fanaa spojrzała na niego tak: -.-
Tymczasem w sali rozległy się szepty:
- Po’ebao go?
- Myszlaem, sze toi jej ojcijec…
- Kto zabprał moe cijacho?
- Chyba sie nije zgkodzi…?
- Fuij.
- Dzo tu robi ten guas?!
Przemek się zniecierpliwił.
- No to wyjciezsz czi nije?!
- CZY.TY.WŁAŚNIE.ZWRÓCIŁEŚ.SIĘ.DO.MNIE.W.WOŁACZU?!
Szepty ucichły.
Dyrektor, chcąc załagodzić sytuację, wylał na Przemka wiadro zimnej wody i zaczął wrzeszczeć:
- PIĘĆ! CZTERY! TRZY!
Wszyscy (w tym wytrzeźwiały Przemek) zapomnieli o tym, co się przed chwilą stało i ochoczo przyłączyli się do odliczania.
- DWA! JEDEEEEEEN!!!
- Nije, zsa wszeszśnie. – oznajmił Kurosaki, patrząc na zegarek – ijest dopijerro szysta nad rhanem!
Oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę.
 - Te, on mozsze mijeć rracje…
- ‘ierdolić…kto otpala petarty?!
- JEEEE!!! – ryknął tłum.
To była jedna sekunda. Sekunda, kiedy przestano zwracać uwagę na Fanę.
Chwilę potem wszyscy wygrzebywali się spod gruzów Akademii.
- To znów się przenosimy? – spytała Przemka rozradowana Fanaa.

I tak oto Fanaa Kira Demetria Mohlenaa otrzymała szansę rozpoczęcia wszystkiego od nowa.

06. Fanaa Kira Demetria Mohlenaa i lekcja etyki.

- Te, Dyrektor, po kiego my tu wracamy? – zapytało długowłose, czerwonookie dziewczę paląc szluga.
- MASZ DO MNIE MÓWIĆ „NAJUKOCHAŃSZY TATUSIU KTÓRY MNIE WYCHOWAŁ CHOCIAŻ MÓGŁ MNIE WYWALIĆ Z DOMU” ROZPUSZCZONA PIJAWKO!
- Aha. Ale Dyrektorze, po kiego tu wracamy?
- Niewdzięczny bachor… haruje się noc i dzień, żeby smark miał żarcie pod nosem…
- Wiesz, jedzenie łapię sobie sama…
- …i ciepło w domu…
- Jestem wampirem, nie potrzebuję ciepła.
- Nie pyskuj!
- Zgłodniałam chyba.
Kaien Cross, cokolwiek zaniepokojony nagłym oznajmieniem córki (było niegramatyczne), postanowił skrócić jej smycz, zgasić papierosa (i zabrać wszystkie inne, to dziecko się uzależniło, i w ogóle, co to za pomysł, żeby czysto krwista wampirzyca była nałogową palaczką, to trzeba donieść Matsuri Hino, ona powinna wiedzieć, co z tym zrobić…), wejść do Akademii, usunąć Kurana ze swojego gabinetu i nie pozwolić się zabić przy wykonywaniu żadnej z tych czynności. Nie wyszło mu trochę, bo Yuuki przegryzła swój łańcuch, wyciągnęła z walizki wór ze skarpetkami (w których przemycała fajki, oczywiście), wleciała do budynku, zamknęła drzwi Czermenowi przed nosem i wrzasnęła:
- KANAAAAME, WRÓCILIŚMY!!!
W ciągu dwóch sekund w sali zlecieli się (dokładnie w tej kolejności): Fanaa, Przemek (Fanaa na głowie Przemka) Kaname, Aidou, Kurosaki, głaz (patrz: odcinek 2), Ciel, Sebastian, Kira, L (z budyniem), uczniowie klasy dziennej, uczniowie klasy nocnej z zeszłego roku (zlecieli się za Yuuki, bo wisiała im kasę) policja z całej okolicy (uprzejmie pomogli Kaienowi wyważyć drzwi), żule, smurfy, Brian Hugh Warner (przytulający małego pingwinka), Fryderyk Chopin i moja mama.
- MAMO, CO TY TU ROBISZ? – Spytała zdezorientowana JWSKDTZPZSA (Jej Wszechmogąca Superwysokość Która Dostała Tróję Z Plusem Z Szemii Autorka).
- Przyszłam o twoich ocenach porozmawiać. Parchu.
- A znasz japoński?
- Nie znam, i co?
- No wiesz, oni tu mają zwyczaj mówić po japońsku.
- Ojesssu, do jakiej ty szkoły poszłaś…mówiłam, że masz do technikum krawieckiego iść…
Nastąpiła chwila kłopotliwej ciszy…
- Zrób mi herbaty, parchu.
***
Ponieważ jakimś cudem zdołałam załatwić mamie transport z powrotem do Polski i złożyłam Sivie ofiarę ze wszystkich papierosów, które znalazłam w stanikach Kurosaki’ego i skarpetkach Yuuki w intencji pozostania mej rodzicielki w kraju rodzimym, możemy już powrócić do akcji opowiadania.
Należy się Wam wyjaśnienie: Yuuki, tak jak i Bobkowi z bajki mego dzieciństwa (>>demoralizacja<<), znudziło się życie w pokoju bez klamek, tak więc zeżarła cały personel szpitala psychiatrycznego i poszła do domu. Niestety zachowała się nieco niedyskretnie, więc wraz z nią, chcąc nie chcąc, zbiec musiał i Kaien. Ponieważ kazirodztwo z Kaname obu stronom się znudziło a i Zero jakoś mniej zainteresowania nią wykazywał (tak w ogóle to nie ma go w Akademii, ale cicho) postanowiła zaprzestać bawienia się naelektryzowanymi kijami, kosami, bransoletkami i tym podobnymi pierdołami, jak również zakończyła okres mówienia piskliwym głosem i ogólnie bycia ciotą. Powracając do Akademii Cross wraz z Rimą, Shiki, Ichijou, Kain’em, Ruką i Bógjedenwiekogopominęłam, którzy z nudów postanowili już tu zostać, trafiła oczywiście do klasy nocnej, choć w sumie równie dobrze mogłaby edukować się w środku dnia na dachu, bo odkąd Fanaa rozpoczęła tu naukę uczniowie klas dziennych stali się ciut bardziej liberalni, jeśli tak to można ująć.
No dobra, bali się.
No DOBRA, POUCIEKALI DO DOMÓW, ZADOWOLENI?!
Właściwie, to nie wszyscy, bo niestety tak się trafiło, że akurat wtedy w kinach pojawiła się ósma część „Zmhroku” („Pięćdziesiąt dziewięć sekund po czwartej rano i Edward, daj mi spać”) i dzieci neo, pokemony, protisty, bakłażany i tym podobne zaczęły utożsamiać się z główną bohaterką tego arcydzieła współczesnej kinematografii, wobec czego nawet z Faną na czele („AaaaaAAAaaaaidou, dasz radę, jesteś mężczyzną, MOCNIEJ!” „Czerwień, czerwień zalewa moje OCZY!” [patrz: ryki i wycie na całą szkołę, kiedy Aidou próbował ją uczesać]) nocna klasa nie mogła ich odstraszyć…
To już szósty odcinek, a ja tutaj ciągle z dygresjami. Oto przed Wami typowa lekcja w Nocnej Klasie.
***
Z powodu nieobecności Zera (pojechał złożyć Kasi wizytę i wyjaśnić to i owo na temat Afganistanu i tym podobnych) od pewnego czasu etykę prowadził Kaname, którego pozycję co prawda Kaien zredukował do skromnego sensei’a, jednakże z tą skromnością różnie bywało.
- Etyczne jest SKŁADANIE MI HOŁDU MARNI ŚMIERTELNICY I WAMPIRY KLASY B!!!
DANCE PUPPETS, DANCE!!!
DAAAANCE!!!
– dzisiejszemu wykładowi Kurana towarzyszył szatański śmiech, gwałtowny wiatr, który rozwiewał mu włosy i szatę, oraz złowieszczy błysk w czerwonych oczach.
- O jaaa, NAUCZ MNIE TEGO! – zawołał oczarowany Light Yagami.
- Rzal się, musiałbyś mieć to we krwi, a nie w jakimś pamiętniczku goth loli.
-Ach tak? Pożałujesz! – Light już miał zapisać nazwisko tego niegodnego parcha w Zeszycie Śmierci, kiedy coś go powstrzymało…
- Przez jakie „k”pisze się Kaname?
Nie uzyskawszy odpowiedzi Kira zapomniał, co miał zrobić i pogrążył się w twórczej rozmowie z Ryukiem (swoim kościstym kolegą dokarmianym jabłkami).
Teraz już nikt nie słuchał Kurana. Yuuki postanowiła przerzucić się z kazirodztwa na pedofilię i teraz macała Ciela, Sebastian pogrążył się z Przemkiem w dyskusji na temat ciotowatości Stanisława Augusta Poniatowskiego i jego wpływie na rozwój Bratysławy w okresie oświecenia, Shiki i Rima zniknęli gdzieś pod ławką (nieważne), Ichijou robił sobie na drutach sweterek i liczył na głos oczka, Ruka płakała a Kain robił jej za chórki, Aidou mył włosy (każdy z osobna), Fanaa szturchała Ela widelcem, natomiast Kurosaki latał nad nimi na miotle (jakoś musiał Mohleny pilnować, kiedy Kuran i Przemek byli zajęci).
Nagle...
...L wpadł na pomysł!
- Jeśli przestaniesz mnie szturchać, dostaniesz to ciastko.
Fanaa namyśliła się chwilę, po czym zabrała Elowi pudełko kremówek, zeżarła je i powróciła do dźgania go widelcem.
Biednemu Lawliet’owi spadł cukier, więc stracił przytomność. Mohlenaa się zdenerwowała i uciekła na sufit, skąd zabrał ją Kurosaki, po czym usadził w ławce na końcu i dał żelki na uspokojenie. Kaname zorientowawszy się, że wszyscy go olewają poczuł się lekko skonfundowany, wobec czego zrobił tak:

  
Ponieważ nie wyglądało na to, żeby dyskusja na temat Poniatowskiego miała się kiedykolwiek naturalnie zakończyć, Przemek i Sebastian postanowili zakończyć ją teraz, po czym ten pierwszy, oceniwszy zaistniałą sytuację swym niezawodnym okiem uznał, że czas na zakończenie dzisiejszych zajęć.
A Fanaa nie trafiła dzisiaj do swojej-kurana sypialni, więc spała na stojąco na korytarzu, przynajmniej dopóki nie zabrał jej stamtąd…
...
No CDN, a czego się spodziewaliście?

Na wszelki wypadek raz jeszcze podaję i tak widniejący na obrazku link do dA jego autorki, proszę.