Aidou dalej spokojnie piłował paznokcie.
Ciel sączył herbatę patrząc po obecnych z chłodną pogardą.
Kira z zawzięciem mazał coś w swoim ślicznym zeszyciku, co chwila spoglądając na L.
L jadł.
Fanaa natomiast wrzasnęła, zemdlała, zsunęła się pod ławkę (z sufitu wcześniej ściągnął ją Kaname), oprzytomniała, zaczęła znów wrzeszczeć i nie przerywając tej pasjonującej czynności stoczyła się po schodach z ostatniego rzędu prosto pod nogi Przemka. A raczej Przemysława – sensei.
- Cześć, Fanaa –powiedział nauczyciel i podniósł ją z podłogi, po czym posadził za biurkiem –będziesz sobie tu siedzieć, bo inne dzieci mogą nie czuć się bezpiecznie.
- PANCH MANGALAVAR!
- Nie, w tygodniu jest tylko jeden wtorek, Fanaa.
- Kłamiesz! Po kiegogrzyba mam tu siedzieć? I po kiego grzyba TY tu siedzisz?
- Stwierdziłem, że potrzebne ci jest wykształcenie, a zacząłem tu uczyć, żeby cię mieć na oku.
Ale to żadna przeszkoda…
W końcu jestem…
P E D A G O G I EM!!!
- NIE! To niemożliwe!
(w klasie zapanował chłód a wszyscy w niej obecni, prócz Fany i Przemka, zniknęli)
- Tak, Fanaa, jestem nim!
- Nie pierdol!
Przemek przestał pierdolić.
Fanaa przygwiazdkowała mu z glana i wybiegła z klasy trzaskając drzwiami.
***
Kaname siedział w swoim gabinecie starając się wyglądać jak najmroczniej w razie, gdyby ktoś tu przylazł. To nic, że dzienna klasa miała zakaz opuszczania sypialni o tej porze, a nocna najprawdopodobniej nie wiedziała nawet, że dyrektor ma gabinet. Kuran wygładził czuprynę, pieczołowicie rozmieścił niektóre kosmyki na swojej twarzy, sprawdził, czy dwa pierwsze guziki mundurka są aby na pewno rozpięte i włączył sobie „Kaname Kuran’s Theme” na telefonie. Następnie rozłożył przed sobą planszę do szachów oraz pionki i zaczął szpanować rozwalaniem ich.
I czekał.
I czekał…
A potem, rzecz niebywała…
Nadal czekał.
Utwór powtarzał się i powtarzał, aż w końcu Kuranowi rozładował się telefon. I wtedy drzwi rozwarły się z hukiem i, wśród blasku chwały i dźwięków gitary elektrycznej oraz jęków potępionych, do gabinetu wkroczyła…
Aidou.
- KANAME-SAMA!!!
- NIE JESTEM JUŻ TWOIM SZKOLNYM KOLEGĄ, KTÓREMU LIŻESZ BUTY, RZALÓ!
Tutaj wspomnieć trzeba, że Kuran obecnie był senseiem, któremu lizano buty.
Tutaj wspomnieć trzeba, że Kuran obecnie był senseiem, któremu lizano buty.
- Eee… Kaname-sensei, mamy problem!
Ogromny, wielki, przemonstrualny PROBLEM!
- Co zrobiła?
- Mój pilniczek... Fanaa go pożarła!
Kaname zrobił swoją mroczną minę no. 245 („Jestem-arystokratą-i-nie-muszę-się-wysilać-bo-sama-moja-obecność-wystarczy”) i zapytał spokojnie:
- Czy mógłbyś ją zawołać?
- Nie.
Kaname był niewzruszony.
- Jak to się stało? Ona woli pianki…
- No bo wszedł ten nowy sensei, i usadził ją przy swoim biurku, a ona go kopnęła, uciekła z zajęć, rozwaliła wrota Akademii, wycisnęła na schodach ślady glanów, obudziła wszystkich uczniów klas dziennych, wleciała do Księżycowego Akademika, zrzuciła żyrandol w holu, wyryła na drzwiach wielki napis „Kaname jest łysy”, rozwaliła je, zdemolowała twoją sypialnię, zabrała z całego akademika wszystkie okna,wybiegła przed szkołę, wpadła do fontanny, rozwaliła fontannę, rozwaliła bramę i uciekła do miasta. A potem wróciła, zżarła mój pilnik i znowu uciekła.
Kaname nie powiedział nic.
- Kaname-senpai (drugi raz nie potrafił tego powiedzieć)…
Kuran, pogrążony po szyję w labiryncie swoich refleksji, postanowił olać Hanabusę.
- CZY MOGĘ O COŚ SPYTAĆ?
- Nie.
- To ważne!
- … (w połączeniu ze spojrzeniem zdradzającym poczucie wyższości znaczyło to: „no dobra, wal”)
Nastąpiła chwila ciszy…
- Dlaczego nadal nosisz mundurek, skoro jesteś dyrektorem szkoły?
***
Fanaa biegła i biegła, po drodze tratując koty i rozdając okna bezdomnym (jako namiastkę własnego kąta). Pozbywszy się wszystkich okien dziewczę siadło na skraju dachu szpitala psychiatrycznego i poczęło grać na lutni (nie pytajcie). Żule, wdzięczni za darmowe okna, poczęli rzucać dobrej dzieweczce różnorakie podarki (ogryzki,puszki, młotki, butelki szklane, butelki plastikowe, zgniłe kanapki, deski i ramy okienne – skąd oni mogli je mieć?) w celu uhonorowania jej występu. Długo owy recital nie trwał, bo wkrótce zgarnęła ją straż miejska, zawiadomiona zapewne przez babcię spod trójki. Odjeżdżając Fanaa krzyknęła jeszcze: „BĘDĘ O WAS PAMIĘTAĆ!!!”. W szybę pojazdu, który wiódł ją ku przeznaczeniu trafiła w tym momencie butelka z piwem. Rozumiecie? PEŁNA.BUTELKA.Z.PIWEM!
- Widzicie, jak oni mnie kochają?
*
- Dziecko, co ty robisz tak późno poza domem?
- Gram na lutni –odpowiedziała rezolutnie Mohlenaa.
- No dobra, gdzie mieszkasz?
- W Szczebrzeszynie Wasilkowskim.
Tutaj nastąpiła ogólna konsternacja, bowiem pamiętać winniśmy, że akcja dzieje się w Japonii.
- Dziecko, ty nie jesteś u siebie w domu! Nie rozmawiasz z mamą ani z kolegą! Nie rób sobie żartów!
- Somavar!
- Podaj numer kontaktowy do swojego opiekuna. – Poddał się Pan Strażnik, vel Pan Policjant,kogo to obchodzi.
- NIE.
- DZIECKO!
- J** a**i b**a! (I tak nikt jej nie zrozumiał, albowiem pomieszała języki.)
Nastąpiła chwila ciszy. Osobnik przesłuchujący Fanę postanowił spróbować jeszcze raz.
- Gdzie chodzisz do szkoły, dziewczynko?
- CO TO JEST ZA PYTANIE, TY KALAFIORZE? NO JASNE CHYBA ŻE DO AKADEMII KUROSU, JEST TU JAKAŚ INNA SZKOŁA?
I Fanaa wybuchnęła histerycznym śmiechem.
I Fanaa wybuchnęła histerycznym śmiechem.
Kalafior spojrzał na Mohlenę. Zobaczył małą, rudą dziewczynkę o bardzo długich, nie czesanych od lat włosach, wyraźne szaleństwo i nienaturalnie zielonych oczach i niegdyś zapewne biały ubiór w „lekkim” nieładzie. A Akademia Kurosu była prestiżową szkołą prywatną... Po chwili jednak dostrzegł coś więcej – dziecko miało, jak już wspomniano, NIEGDYŚ białą koszulę oraz NIEGDYŚ białą spódniczkę (marynarkę i wstążkę wwaliła do fontanny) – mundurek Akademii. Może dostała stypendium?
- O, masz wszy!!! –Kiedy Pan Policjant się namyślał, Fanaa weszła mu na głowę.
- Stefan, weź zamknij gdzieś to dziecko!
***
Kiedy po dziesięciu minutach na komisariat wkroczył Pshemek, obaj policjanci chowali się w kiblach a Mohlenaa tańczyła sobie coś w stylu pijany-Undertaker-dance.
- Cześć, Fanaa. Gdzie Panowie Policjanci?
- Nie wiem. A co ty tu robisz? – Zapytała słodko dziewczynka, najwyraźniej zapominając o sytuacji sprzed paru godzin.
- A gdzie indziej mógłbym cię znaleźć? Wszystkie witryny były całe.
- Aha.
Przemek wyciągnął Panów Policjantów z ubikacji, ubrał Fanę w płaszcz, wezwał siły piekielne i kazał im posprzątać akademik i zorganizować nowe okna, drzwi itd., wezwał więcej sił piekielnych i kazał ponieść Fanę do akademika, po czym poszedł kupić wino. I pianki. I zieloną N*stea. Dla Mohleny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz