Przemek i Fanaa mieli wielki problem, albowiem żaden dyrektor nie chciał rudego narzędzia zagłady w zarządzanej przez siebie placówce edukacyjnej. Nie wiedzieli, co z tym zrobić,więc nie robili nic. A kiedy postanowili jednak coś zrobić, uporali się z tym dość szybko.
- Chodźmy do kina! –wrzasnęła rozpromieniona Fanaa.
- Dobra.
I na tym skończyło się szukanie szkoły. Zresztą, na co dziś komu edukacja.
***
Do kina jednak nie poszli, bo po drodze Fanaa zgubiła się w lesie (mimo, że jechali razem limuzyną) i Przemek po chwili wewnętrznej walki postanowił jej poszukać. Znalazł ją zaraz na drzewie oglądającą wiadomości.
- „Yakuza pod groźbą zabrania nam wszystkich szczotek ryżowych kazała przekazać do wiadomości publicznej informację o treści 'miejcie się na baczności, bo moi ludzie są u was i wkrótce zabiorą się do waszego kefiru'. Nasi specjaliści już pracują nad złamaniem tajemniczego szyfru. Zaufane źródło podaje nam, że może chodzić o kefir.”
- Fanaa.
- SIEEEMA! Co tam u cieeeebiee, ciemnowłosy księże?
- Nie jestem księdzem.
Ale Fanaa już go nie słuchała, bo tańczyła na drzewie oberka ubrana w, nie wiedzieć czemu, worek na ziemniaki.
-Chcę-do-stać-kar-to-fla! TERAZ!
- AAAAA!
Jeśli dotarłeś/łaś do tego momentu, gratuluję. Nawet to opowiadanie nie może być aż tak absurdalne, więc przejdźmy do wyjaśnienia:
Aidou usiadł, przeciągnął się i, zastanawiając się, czemu śniło mu się bycie Przemkiem, wyszedł ze skrzyni na drewno, gdzie spał.
Dziś był wielki dzień.
Dziś wszyscy mieli rozpocząć edukację w szkole Autorki.
***
- Właściwie, to my przecież już skończyliśmy…
- ALE MOJA SZKOŁA JEST INNA, NIEWYŻYTY ARBUZIE! NAWET NIE WIESZ, JAK TUTAJ SKOPIĄ CI TWÓJ AMERYKAŃSKI TYŁEK!
Aidou: …
Przemek: Oni są z Japonii.
- WSZYSTKO JEDNO! CICHO! MYŚLĘ!
Wszyscy umilkli, by nie przerywać tej niemalże historycznej chwili. Chwili, bo i tak zaraz wjebała się Fanaa.
- Hehee, twój nauczyciel od niemieckiego ma zieloną plamę na spodniach!
- Prawda? – ucieszyła się Autorka, bo to ona właśnie przed chwilą tak przyjemnie polemizowała z Przemkiem. Było to dość niezrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że gdyby uwagę tę rzucił ktokolwiek inny, już nie miałby głowy, ale nieważne.
Nagle na horyzoncie pojawił się wyżej wspomniany nauczyciel.
- A co wy tu robicie? Ty – zwrócił się do Autorki uzewnętrzniając swoje zwykłe samozadowolenie - masz egzamin z niemieckiego. Od godziny. A reszta…uczycie się tu w ogóle?
Było to pytanie niewłaściwe, ponieważ:
- Fanaa, Ciel i wampiry nadal miały na sobie białe mundurki Akademii.
- Przemek i Sebastian raczej nie wyglądali na uczniów.
- Kurosaki wciąż był ubrany jak woźny i na dodatek robił kółka na miotle.
Tylko głaz zachował pełne godności milczenie.
- Yyy…nie. – Odpowiedział w końcu Aidou, jak zwykle błyskając elokwencją.
- Nieważne. – Skwitował Pan Od Niemieckiego i zwrócił się do autorki – wypluj gumę. I stawiam ci zero na tysiąc (albowiem systemem punktowym przedmiot oceniany był).
- I ja cię kocham, pyszczku! – Krzyknęła autorka za odchodzącym nauczycielem.
Wszyscy postanowili zignorować tę scenę i udali się na poszukiwanie sekretariatu, co było czynnością wręcz syzyfową, albowiem nikt jeszcze w historii tej szkoły do Sekretariatu Tajemnic nie trafił. Krążyły legendy, że Dziedzic Dietera otworzył go kiedyś, co doprowadziło do śmierci woźnego. Czy to prawda? Czy Kurosaki powinien czuć się zagrożony? O tym w następnym odcinku.
Albo nie. Teraz.
Posługując się swą nadzwyczajną przebiegłością i inteligencją, Przemysław odnalazł sekretariat. Po dwóch minutach. Okazało się bowiem, że problemem jest nie tyle samo odnalezienie Sekretariatu (choć był, nie wiedzieć czemu, trzy piętra pod ziemią), ile dostanie się do niego. Wrót strzegły bowiem Złe Fotele Zóa. Nieszczęśnicy, którzy skusili się na zajęcie w nich miejsca, byli zgubieni. Nie mijała chwila, jak przed Sekretariat wtaczał się niebieski, włochaty stwór (pan konserwator/woźny) i grzmiącym głosem oznajmiał „TO SĄ FOTELE DLA INTERESANTÓW!” tym samym przeganiając śmiałków. Tutaj wyjaśnia się kolejna zagadka – legendarny woźny nie został zabity, tylko wpadł w depresję z powodu cen alkoholu i zszedł do podziemi. Dosłownie.
Wracając do akcji: Przemek z powagą zapukał w czarne wrota z napisem „H3h ja Di3t3rR, Był3mM tó.!L0fFc@n3 p0zZdr0Fi0nq@ füR m@j Dzi3dZicC.!”. Ze wszystkich sił starał się nie zważać na tłoczące się za nim wampiry, szatany, demony, detektywów i Fanę (to ostatnie było najtrudniejsze zważywszy na fakt, że siedziała mu na głowie). Ponieważ nikt nie odpowiedział na pukanie, Przemek powoli uchylił drzwi…
- Co się pchasz, pacanie? Puka się chyba! – powitał go jakże dźwięczny głosik Pani z Sekretariatu.
- Dzień dobry szanownej pani. – Przemek zdecydował się pokazać dobre maniery.
- Czego?! – zrewanżowała się urocza istota.
- Wraz ze mną przybyło dziewięcioro uczniów zainteresowanych tąże placówką, a zwą się…
- Zaczekaj pan! Nie tak prędko! A świadectwa? Legitymacje? Nie tak łatwo się tu dostać!
- Bo jest zajebiście! – potwierdziła Autorka, która miała już w zwyczaju być wszędzie.
Przemek pokiwał głową ze zrozumieniem. Następnie wyprosił wszystkich z gabinetu.
Nazajutrz wszyscy nieletni byli uczniami Szkoły Autorki. Przemek, Sebastian, Kaname, Zero i Kurosaki zaś pozostali maskując się w rolach nauczycieli. I co z tego, że nagle dziewięć osób naraz wcisnęło się do i tak przepełnionej klasy Autorki, oraz że szkoła wcale nie potrzebowała pięciu nowych nauczycieli. Władza robi swoje.
Przemek uczył historii („NIE OBCHODZI MNIE TO, ŻE SKOŃCZYLIŚCIE PRZERABIAĆ RZĄDY STANISŁAWA AUGUSTA PONIATOWSKIEGO WCZORAJ, WY NIEGODNE PSY!”), Sebastian fizyki („Jestem tylko lokajem. Co by było, gdybym nie potrafił zrobić nawet tego? A wy co? A WŁAŚNIE, ŻE NICZEGO NIE BĘDĘ POWTARZAŁ!”) Kaname muzyki („A dziś nauczymy się grać„Kaname Kuran’s Theme” na swoich włosach! Jak to: jesteś łysy?”) Zero WF-u („Ja pierdolę, jak to nie uczyliście się chodzenia po minach?!”) a Kurosaki, i tutaj najciekawsze, higieny. Przedmiot stworzony specjalnie dla niego (Ach, inicjatywo Przemkowa!). Polegał na tym, że Kurosaki szedł sobie na piwo, a uczniowie sprzątali szkołę.
Pozostał problem noclegów. To znaczy, pozostał na niedługo, bowiem nasza urocza grupka wyjebała jakichś ludzi z siedemnastopokojowego domu z ogrodem, basenem i salą tortur. I mieszkali sobie w nim jak jedna, wielka rodzina. Przygarnęli nawet psa. A może to był Aidou. Nieważne.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz